14 marca 2020

Wiszące fotele, praca zdalna i czeki BLIK. Niebezpieczna mieszanka.

Bardzo możliwe, że podczas pandemii (dzieci mówią: koronaferie) będziecie więcej kupować zdalnie. Galerie pozamykane, panika opustoszyła markety, pogoda jeszcze słaba, więc siedzimy w domach. Możliwe też, że część osób rozgląda się za pracą zdalną, czy dodatkową, niestety obecne ograniczenia handlu i gastronomii sprzyjają bezrobociu. W obu wypadkach można trafić na oferty nieuczciwe, i stąd dzisiejszy wpis, który na przykładzie pokazuje, jak działają oszustwa.

Szperając w sieci, można natrafić na sklepy oferujące towar w bardzo niskich cenach. Niestety, takie oferty nader często to oszustwa, warto pamiętać o metodach ich rozpoznawania, jak opisałem TUTAJ, a w przypadku pierwszego zakupu zawsze czytać regulamin sklepu. Nie można ufać przypadkowym opiniom znalezionym w sieci, coraz częściej są fałszywe.

Jak pisałem wcześniej, oszuści oferują zwykle towar w atrakcyjnej cenie, elektronikę, AGD, meble, markowe buty, perfumy, biżuterię, rzadziej odzież. Wiedzą, że nie skusimy się łatwo na bardzo drogie rzeczy, a na tanich wiele nie zarobią - celują w środek, teraz to kwota 100, 150, 200, 300 złotych. Nie wiedzieć czemu towarem, który okazywał się ostatnio skuteczny w łowieniu ofiar, były... wiszące fotele. Takie jak ten.

Normalnie taki fotel to wydatek 400-700 zł. U oszusta w sklepie zrobionym na kolanie dwa, trzy razy mniej. Taki sklep nie oferuje zbyt wielu towarów, bo nie o to chodzi. I zapewne w kolejnym sezonie będą oferować co innego, ogrodowe grille albo smartfony czy drony, zabawki. Mechanizm oszustwa policzony jest na średnio liczne grono odbiorców. Charakterystyczne jest to, że sklepy szybko powstają (młode domeny) i oferują tylko płatność przelewem. Przelewem na osobę prywatną.

Sklep z każdą płatnością może proponować przelew na inne konto i osobę. Osoby te to słupy, zatrudnione przez oszusta podstępem. To jakby inna odnoga tego działania. Oszust wystawia ogłoszenia o pracę, które nijak nie wiąże się ze sklepem z fotelami. Ogłoszenie nader przyjemne: praca zdalna, z domu, kilka godzin dziennie, dodatkowa, z komputerem, brak większych wymagań, płaca nieco powyżej minimalnej, szkolenie. Stanowisko? Różnie je nazywa. Rozliczeniowiec płatności, obsługa klienta, przygotowywanie ofert. Oszust nie chce nawału ofert i zbyt inteligentnych pracowników; ogłasza się na fejsie, lub na portalach, celuje w jakieś nisze. Przedstawia swoją ofertę zdalnie, mailowo, czasem przeprowadza rozmowę na Messengerze lub GaduGadu. Żadnego kontaktu osobistego, nic, co pozwala go identyfikować, żadnego spotkania w firmie, konta użyte na FB zwykle wykradzione. Owszem, jest zapewnienie o dużej poważnej firmie (podszywanie się), formalne listy powitalne, formularz osobowy itd. Pełne zachowanie pozorów legalnej pracy. Pojawiają się nawet zadania dla pracownika: typu "znajdź ofertę" "przygotuj plan wizyty" itp. To test na podporządkowanie się.

Wcześniej czy później "pracownik" dostaje wymóg założenia konta w banku lub wskazania swojego istniejącego konta. Będzie ono użyte w wyłudzeniu. Nowo zatrudniona osoba niejako "w ramach szkolenia", "testu systemu" ma odbierać na to konto przelewy, robić zestawienie i wygenerować czek lub kod BLIK. W ten sposób wpłaty klientów sklepu internetowego wędrują: najpierw na konto słupa, któremu wmawia się, że to na próbę, a ten posłusznie generuje kody BLIK. Dalej słup przekazuje kod BLIK oszustowi. Przestępca posługuje się kodami, wypłaca gotówkę choćby w bankomacie. Proceder trwa jakiś czas, dopóki ktoś się nie zorientuje: słup, bank lub klienci. To może trwać tydzień, dwa, ale czasem kilka dni. Potem cała zabawa się powtarza, jak grzybki wyrastają kolejne sklepy.

Oddanie komuś kodu czy czeku BLIK to jak własnoręcznie wręczona gotówka, to element prania pieniędzy. Dawniej tej drogi nie było, a przestępcy radzili sobie inaczej. Słupy musiały robić przelewy pocztowe ekspresowe "na teraz" dla odbiorcy indywidualnego (jak domyślam się, na fałszywe dane z "kolekcjonerskich" dowodów). O fałszywą tożsamość było trudno, a i nie wyglądało to zbyt profesjonalnie, więc zmieniono metodę: zlecano przelewy zagraniczne w Western Union "do ręki" na odbiorców w Rosji i na Ukrainie. Tam ślad się urywał, bo lokalne służby nie współpracowały z naszymi. Teraz BLIK pomaga natychmiastowo, na dystans, dokonać bezimiennej wypłaty.

Zauważcie: oszust cały czas unika jakiegokolwiek kontaktu osobistego i ryzyka wpadki. Nie ma po nim śladu. Na żadnym etapie nie następuje identyfikacja personaliów. Domena i strona, zapewne tymczasowe, znikają, konto słupa blokuje bank albo policja, a klienci orientują się, że ich towar był wirtualny. Zanim do tego dojdzie, mogą dostać jeszcze fałszywe SMS od kuriera - czyli ich dane zostaną wykorzystane do kolejnego wyłudzenia. Pieniądze wypłacone w bankomacie czy użyte na zakupach znikają.

Los słupa jest nie do pozazdroszczenia. Szybko łapie go policja, czeka go proces sądowy i grozi wyrok. Jest traktowany jak pomocnik złodzieja. Może też być pozwany cywilnie przez oszukanych klientów, same straty. Nie bądź słupem, nie bądź naiwny. Użycie prywatnego konta do "pracy" to sygnał ostrzegawczy, ostatnia chwila, by zrezygnować.

Banki mogą przeciwdziałać temu wyłudzeniu: gdy pojawia się dużo przelewów na konto osobiste, zachodzi podejrzenie wykorzystania konta do działalności gospodarczej i jest ono blokowane. Niestety, złodzieje dbają o "rozwodnienie" wpłat na wiele kont słupów; kto wie, czy nie zaczną oferować pracy w wariancie B2B. Dlatego musimy się bronić sami. Nie dajcie się nabrać.

3 komentarze:

  1. Dziękuję. Bardzo ciekawy blog.
    Wojluk

    OdpowiedzUsuń
  2. a czy istnieje wogóle tego typu praca ale legalna?

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety w obecnej sytuacji oszustwa wyrastają jak grzyby po deszczu, oszuści co chwilę wymyślają jakiś nowy przekręt https://stop-oszustom.pl/policja-ostrzega-przed-oszustwami-na-koronawirusa/

    OdpowiedzUsuń