Jak widać, skala strat przekroczyła wszelkie oczekiwania. Demograficzne tornado uderza z siłą burzy. Bilans bez migracji wyniósł -122 tys. osób. Kontynuując moją analogię do znikających miast - to tak, jakby zniknął z map Gorzów Wielkopolski albo Elbląg. Jeszcze w połowie 2020 roku wydawało się, że rok zamknie strata 70-80 tys. osób. Można więc powiedzieć, że pandemia przyspieszyła trend spadkowy i nadal go przyspiesza: pierwsze miesiące 2021 roku to duża liczba ofiar COVID19.
Pandemia odsłoniła słabości systemu budowanego na złudzeniach, systemu z dykty. Braki lekarzy i pielęgniarek, kupowanie sprzętu na łapu-capu, brak procedur, wieloletnie zaniedbania w służbie zdrowia - to wszystko przełożyło się na wskaźnik 15% nadmiarowych zgonów względem poprzedniego roku, jeden z największych na świecie. Bezradność rządu, wybory robione na siłę ("tego wirusa nie trzeba się bać") i nacisk na transfery socjalne zamiast na poprawę dostępności usług publicznych to jedne z przyczyn tego stanu rzeczy. Emeryt za czternastkę nie zbuduje szpitala, nie kupi najmniejszego respiratora. Mimo to pierwszym wydatkiem były czternastki, a płace lekarzy podniesiono w ostatniej chwili (dodatki, praca z narażeniem na COVID19). To i tak postęp od chwili, gdy planowano zmusić ich do pracy siłą.
Z przytupem wchodzimy w fazę wyraźnej depresji demograficznej. Niskie stopy procentowe (a nawet ujemne), demograficzny niż i poprzedzający go kryzys przypomina historię Japonii. Od czasu do czasu mówi się o japonizacji gospodarki w kontekście utrzymywania niskich stóp procentowych, ale zapomina się o genezie japońskiego kryzysu. Po boomie lat osiemdziesiątych ceny nieruchomości w Japonii osiągnęły bardzo wysoki poziom i około roku 1990 (niektóre źródła mówią o 1989 r.) balon pękł. Kryzysowi towarzyszyło bezrobocie, a spadek giełdy był tak silny, że dotąd tokijski indeks NIKKEI nie ustanowił nowego szczytu. Kryzys rynku nieruchomości był tak silny, że ekonomiści przez całe lata mówili "Japonia jest wyjątkiem". Tylko że ten wyjątek w różnych aspektach po dwudziestu latach staje się realnością w Europie.
Japoński współczynnik urodzeń spadał już wcześniej dwie dekady, a po kolejnych 15 latach zrównał się ze współczynnikiem zgonów (wykres niżej). 20 lat w Japonii TFR pozostaje w przedziale 1.2-1.5. Moim zdaniem ceny nieruchomości mogły być jednym z czynników niskiej dzietności, a kryzys tę sytuację tylko pogłębił.
Z Wikipedii: Link
Próba utrzymania niskich stóp, a w 2016 r nawet ujemnych, nie podniosła ani gospodarki, ani demografii. PKB Japonii pełza w stagnacji.
Czy coś nie przypomina Wam to? Od boomu na nieruchomości i kryzysu subprime mija 14 lat. Szereg krajów skorzystało z japońskiego wzorca i leczy problemy niskimi stopami także teraz, w pandemii. Choć japońska historia była inna i ma wiele ciekawych czynników społecznych, to może warto wyciągnąć z niej kilka wniosków? Czy konsumpcja uratuje starzejące się społeczeństwo (Japonia - średnia wieku 47 lat)? Oto kilka punktów, na jakie zwróciłem uwagę.Mniej innowacyjna gospodarka. Gdzie jest kraj znany z walkmana i pierwszych gier wideo? Najbardziej innowacyjni są ludzie młodzi, a jako konsumenci najbardziej otwarci na nowinki. Gdy brakuje młodych, a dominują seniorzy, którzy na nowości są mniej chętni, na kim skupi się gospodarka? W 2012 roku wg Bloomberg Innovation Index Japonia była na 4. miejscu. Obecnie, w 2021 roku, jest na miejscu 12.
Mniejsza konsumpcja. Potrzeby dzieci i młodych rodzin są olbrzymie w porównaniu z potrzebami seniorów. Jak mawia Robert Gwiazdowski, główne z tych ostatnich to owsianka i pielęgniarka. Młodzi ludzie więcej zarabiają, mogą ciężej pracować i już wiemy - są innowacyjni. Ale są też konsumentami o olbrzymim apetycie na życie: większe mieszkania, samochody, dzieci, ich szkoły, podróże itd. Transfery socjalne mogą znacznie podnieść byt emerytów w Polsce, ale przykład Japonii pokazuje, że ma on swoje granice, wytyczone także stanem zdrowia. Przekroczenie ich oznacza zgon, a to całkowity koniec konsumpcji. Podejrzewam, że wielu seniorów ma tam zasoby finansowe, które prędzej uszczkną ujemne stopy i TCO, niż konsumpcja.
Trudność w odwróceniu raz obranych trendów. Obciążenie demograficzne ludzi pracujących, panujące wzorce kulturowe i rodzinne sprzyjają utrwaleniu sytuacji. "Jest jak jest i na tyle dajemy radę". Zmiany mogłaby dać imigracja, ale Japończycy to hermetyczne kulturowo społeczeństwo nieufne wobec obcych. Czy taki gajdzin (cudzoziemiec) wie, że do toalety ma włożyć oddzielne kapcie?? Jak dbać o maty tatami? Na pewno nie. Wszelkie wysiłki zmiany imigracji nie mają trwałego charakteru, bo uzyskanie obywatelstwa jest trudne. Dochodzi bariera językowa - formularze są do wypełnienia w katakanie. Imigranci to tylko tymczasowa siła robocza.
Nieco ponad 1% tymczasowych pracowników jak na 10 lat zmagań to mało. Warto sobie wziąć do serca to ostrzeżenie i nie zamykać się na imigrantów. A czy już w Japonii gorzej być nie może? Może, może! Japonia to tajemniczy obszar badawczy dla socjologów. Świat Japończyków nie rozumie, a pojawiające się nowe trendy są jeszcze trudniejsze do akceptacji. "Roślinożerni mężczyźni" to panowie skupieni na swoim wyglądzie, modzie, bardziej niż na karierze zawodowej. Alienacja społeczna staje się wyborem własnym i dotyka może nawet 1 mln osób. Małżeństwa unikające pożycia - to trendy, jakie opisuje National Geographic. Czy nas to nie czeka? Może nie, skoro mamy inną kulturę. Ale przecież nie wierzyliśmy też w japońskie stopy procentowe.
Krótko sumując, grozi nam stagnacja, zanik innowacyjności, konsumpcji i właśnie wchodzimy ze zdewastowaną służbą zdrowia w trudny okres tornada w demografii.
Na koniec chciałbym polecić książkę napisaną przez Marcina Bruczkowskiego, który japoński boom i kryzys zobaczył na własne oczy. Autobiograficzna, ubarwiona własnymi emocjami opowieść o młodym imigrancie zawiera dużą dawkę energii i humoru. Ukryte są pod tytułem: "Bezsenność w Tokio", który nie kojarzy się miło, ale to przyjemna luźna lektura i skok wstecz o ponad 30 lat.
Ciekawy kraj. Chętnie zobaczyłbym porównanie demografii Japonii do Chin, które przez lata prowadziły politykę jednego dziecka. Może oni również zbliżają się do peak innovation?
OdpowiedzUsuńCo do Polski, to jesteśmy krajem tranzytowym, raczej lukę dzietności wypełnią nam imigranci. I to chyba z dalszej Azji, patrząc jak wyludniają się kraje wschodniosłowiańskie.
W skrócie o Chinach. Oficjalnie TFR lepszy, delikatnie rósł 20 lat w granicach 1.6x Zrównanie zgonów i urodzeń ma prawdopodobnie miejsce teraz. Polityka imigracyjna beznadziejna. BII: 2018 - 19 miejsce, 2019 - 16, 2020-15, 2021 - 16. Piramida wieku wskazuje na spadek populacji, który wg prognoz może się dodatkowo pogłębić (demografowie nie wierzą w utrzymanie TFR - "China is becoming Japan").
UsuńKraje dalekiej Azji są właśnie głównymi kandydatami do przejęcia miana najszybciej wyludniających się od wschodniosłowiańskich, bynajmniej nie ze względu na masową emigrację, choć i ona robi swoje. Już nie tylko Japonia, Korea, Chiny - TFR w Tajlandii, Nepalu, Malezji czy nawet Indiach oraz Indonezji leci na łeb na szyję. Biorąc pod uwagę aktualne poziomy zamożności tych państw, są to liczby dotąd niemal niespotykane, spowodowane przede wszystkim zmianami kulturowymi.
Usuń