22 października 2022

Szukanie ratunku dla demografii, czyli naczynia połączone i mit srebrnej kuli.

 Jakiś czas temu p.prof. Hrynkiewicz zauważyła podobieństwo demografii do ekonomii, wskazując, że obie te dziedziny posługują się matematyką, choć ścisłe nie są. 

Ja dostrzegam jeszcze inne podobieństwo tych dziedzin. W ekonomii często mówi się, że rynki to naczynia połączone: zmiany w jednym miejscu powodują zmiany przepływu pieniądza, oddziaływając na sektory na pierwszy rzut oka niepowiązane. To też problem przewidzenia skutków, wrażliwości systemu i trudnych do modelowania reakcji ludzi. Najzabawniejszą ilustracją tego problemu była maszyna Chluper z powieści Terrego Prachetta.

Demografia — spadkowa czy rosnąca — to także efekt wielu działań i czynników, czyli także tu ilustracją mogą być naczynia połączone. Wrażliwe na zmiany, delikatne kwestie płodności i decyzji o rodzinie wymagają spełnienia wielu warunków wstępnych, o których wspominał na konferencji demograficznej Tomas Sobotka: ukończenie edukacji, uzyskanie źródła dochodu (pracy), zgromadzenie zasobów (np. mieszkanie), znalezienie właściwego partnera i wreszcie poczucie gotowości do rodzicielstwa. Nie wszystkie z tych punktów jest w stanie adresować polityka, ważne jest wsparcie rodziny, ogólne warunki życia, a to z kolei może zależeć od wyborów dokonanych znacznie wcześniej.

Jednak politycy bardzo często widząc problem spadającej demografii, próbują znaleźć jeden czy drugi cudowny środek. Jak w horrorze, gdzie próbuje się zwalczyć wilkołaka czy wampira, szuka się "srebrnej kuli" by ostatecznie zwalczyć problem. 

Tylko że takiego panaceum nie znalazł nikt, a cudowne środki mają efekty uboczne tak jak w ekonomii — to efekt naczyń połączonych. 500+ po początkowym podniesieniu dzietności podniosło też koszty usług dziecięcych. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego mającego ograniczyć aborcje do zera wcale nie podniósł dzietności, a wystraszył i zdenerwował kobiety. Wydatki socjalne ogółem, szczególnie osłony w sytuacji pandemii napędziły inflację, co podbiło stopy procentowe, ograniczyło dostępność kredytów, a tym samym mieszkań, co raczej pozytywnie na TFR nie wpłynie. Zastosowane polityki nie tylko u nas, ale w wielu innych krajach są często niespójne, niestabilne, działają krótkoterminowo i brakuje im analizy zmiany opartej o grupę kontrolną. Żadna nie dała wysokiej dzietności, ale udawało się ją poprawić o parę dziesiątych.

Należy więc nastawić się raczej na szereg mniejszych działań znoszących bariery, wychodzących obywatelom naprzeciw, ułatwiającym im dotarcie do celu, jakim jest życie rodzinne i poczucie szczęścia. Tego nie da się moim zdaniem zrealizować bez zadbania o usługi publiczne jak edukacja, ochrona zdrowia, poczucie i bezpieczeństwa, także tego finansowego. Zmiany bardzo szerokie, czasem wnikające w szczegóły, mające na celu całościową poprawę. Często powtarza się słowo: elastyczność w odniesieniu do wsparcia różnych form rodziny, różnych środowisk i sytuacji życiowych. Co trudniejsze, chodzi o długoterminowe cele, które wymagają ponadpartyjnej i resortowej zgody, by polityka była trwała i spójna. To jeden z nielicznych punktów, gdzie mogę profesor Hrynkiewicz poprzeć.

Boję się jednak, że nie pójdziemy tą drogą, bo atmosfera zgody narodowej nie jest u nas w modzie, a pojawiają się kolejne propozycje srebrnych kul. Przykładem niech będzie luka edukacyjna między płciami: dużo więcej kobiet studiuje niż mężczyzn. Panowie z racji swojej siły, zdolności technicznych czy operatywności w szukaniu dróg na skróty wolą pracę zawodową od studiów. Tym samym młode panie wyjeżdżają na studia, a panowie częściej zostają w rodzinnych miastach, co utrudnia im spotkanie się, a i buduje różnicę intelektualną.  Temat jest dość złożony, jednak obawiam się, że zastosowane rozwiązania, by zbliżyć kobiety i mężczyzn, będą mniej delikatne. A przecież edukacja to nie tylko rozłąka, to poczucie wiedzy i rozumienia świata, możliwość rozwijania zdolności, służenia głęboką wiedzą społeczeństwu i awans finansowy. Czy politycy mają prawo wpływać na nasze wybory w tych kwestiach? Czy przewidzą konsekwencje? Gdzie są te analizy, gdzie przykłady pokonania luki?  A może po prostu nie potrafią pogodzić się z awansem kobiet?

Pozostawię te pytania otwarte. Pamiętam, jak na inteligencję wpływali twórcy "Nowego wspaniałego świata". Wróćmy raczej do dyskusji o usługach publicznych. Czy opieka zdrowotna w Polsce poprawi się, czy zostanie ograniczona do komórki jajowej, plemnika, rodzącej i bobo? Czy luka edukacyjna to nie jest też dużo gorszy poziom nauczania poza dużymi miastami? Czy ludzie muszą cierpieć z powodu krótkowzroczności polityków, którzy nie zadbali o rozwój energetyki w Polsce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz