Jakiś czas temu p.prof. Hrynkiewicz zauważyła podobieństwo demografii do ekonomii, wskazując, że obie te dziedziny posługują się matematyką, choć ścisłe nie są.
Ja dostrzegam jeszcze inne podobieństwo tych dziedzin. W ekonomii często mówi się, że rynki to naczynia połączone: zmiany w jednym miejscu powodują zmiany przepływu pieniądza, oddziaływając na sektory na pierwszy rzut oka niepowiązane. To też problem przewidzenia skutków, wrażliwości systemu i trudnych do modelowania reakcji ludzi. Najzabawniejszą ilustracją tego problemu była maszyna Chluper z powieści Terrego Prachetta.
Demografia — spadkowa czy rosnąca — to także efekt wielu działań i czynników, czyli także tu ilustracją mogą być naczynia połączone. Wrażliwe na zmiany, delikatne kwestie płodności i decyzji o rodzinie wymagają spełnienia wielu warunków wstępnych, o których wspominał na konferencji demograficznej Tomas Sobotka: ukończenie edukacji, uzyskanie źródła dochodu (pracy), zgromadzenie zasobów (np. mieszkanie), znalezienie właściwego partnera i wreszcie poczucie gotowości do rodzicielstwa. Nie wszystkie z tych punktów jest w stanie adresować polityka, ważne jest wsparcie rodziny, ogólne warunki życia, a to z kolei może zależeć od wyborów dokonanych znacznie wcześniej.
Jednak politycy bardzo często widząc problem spadającej demografii, próbują znaleźć jeden czy drugi cudowny środek. Jak w horrorze, gdzie próbuje się zwalczyć wilkołaka czy wampira, szuka się "srebrnej kuli" by ostatecznie zwalczyć problem.
Tylko że takiego panaceum nie znalazł nikt, a cudowne środki mają efekty uboczne tak jak w ekonomii — to efekt naczyń połączonych. 500+ po początkowym podniesieniu dzietności podniosło też koszty usług dziecięcych. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego mającego ograniczyć aborcje do zera wcale nie podniósł dzietności, a wystraszył i zdenerwował kobiety. Wydatki socjalne ogółem, szczególnie osłony w sytuacji pandemii napędziły inflację, co podbiło stopy procentowe, ograniczyło dostępność kredytów, a tym samym mieszkań, co raczej pozytywnie na TFR nie wpłynie. Zastosowane polityki nie tylko u nas, ale w wielu innych krajach są często niespójne, niestabilne, działają krótkoterminowo i brakuje im analizy zmiany opartej o grupę kontrolną. Żadna nie dała wysokiej dzietności, ale udawało się ją poprawić o parę dziesiątych.
Należy więc nastawić się raczej na szereg mniejszych działań znoszących bariery, wychodzących obywatelom naprzeciw, ułatwiającym im dotarcie do celu, jakim jest życie rodzinne i poczucie szczęścia. Tego nie da się moim zdaniem zrealizować bez zadbania o usługi publiczne jak edukacja, ochrona zdrowia, poczucie i bezpieczeństwa, także tego finansowego. Zmiany bardzo szerokie, czasem wnikające w szczegóły, mające na celu całościową poprawę. Często powtarza się słowo: elastyczność w odniesieniu do wsparcia różnych form rodziny, różnych środowisk i sytuacji życiowych. Co trudniejsze, chodzi o długoterminowe cele, które wymagają ponadpartyjnej i resortowej zgody, by polityka była trwała i spójna. To jeden z nielicznych punktów, gdzie mogę profesor Hrynkiewicz poprzeć.
Boję się jednak, że nie pójdziemy tą drogą, bo atmosfera zgody narodowej nie jest u nas w modzie, a pojawiają się kolejne propozycje srebrnych kul. Przykładem niech będzie luka edukacyjna między płciami: dużo więcej kobiet studiuje niż mężczyzn. Panowie z racji swojej siły, zdolności technicznych czy operatywności w szukaniu dróg na skróty wolą pracę zawodową od studiów. Tym samym młode panie wyjeżdżają na studia, a panowie częściej zostają w rodzinnych miastach, co utrudnia im spotkanie się, a i buduje różnicę intelektualną. Temat jest dość złożony, jednak obawiam się, że zastosowane rozwiązania, by zbliżyć kobiety i mężczyzn, będą mniej delikatne. A przecież edukacja to nie tylko rozłąka, to poczucie wiedzy i rozumienia świata, możliwość rozwijania zdolności, służenia głęboką wiedzą społeczeństwu i awans finansowy. Czy politycy mają prawo wpływać na nasze wybory w tych kwestiach? Czy przewidzą konsekwencje? Gdzie są te analizy, gdzie przykłady pokonania luki? A może po prostu nie potrafią pogodzić się z awansem kobiet?
Pozostawię te pytania otwarte. Pamiętam, jak na inteligencję wpływali twórcy "Nowego wspaniałego świata". Wróćmy raczej do dyskusji o usługach publicznych. Czy opieka zdrowotna w Polsce poprawi się, czy zostanie ograniczona do komórki jajowej, plemnika, rodzącej i bobo? Czy luka edukacyjna to nie jest też dużo gorszy poziom nauczania poza dużymi miastami? Czy ludzie muszą cierpieć z powodu krótkowzroczności polityków, którzy nie zadbali o rozwój energetyki w Polsce?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz