Zastanowimy się bowiem nad przyszłością motoryzacji. Obrany kierunek w energetyce daje przewagę autom na prąd. Ich produkcja rośnie coraz szybciej bez względu na to, czy spojrzymy na kraje rozwinięte, czy na pretendentów. Elektryczne auta z fabryk w Chinach stanowią już blisko 25%. Obok aut pojawiają się elektryczne skutery i rowery. Rewolucja transportowa początkowo utożsamiana ze "zwariowaną" polityką proekologiczną UE dociera do krajów spoza Europy. Tymczasem nawet te, które formalnie nie mają programów jak 'Fit for 55' ograniczają spalanie węgla i przechodzą na OZE. W USA spalanie węgla stanowi już mniej niż połowę źródła energii elektrycznej.
To wskazuje, że kierunek na elektryki nie zmieni się. Do rozwiązania pozostanie problem baterii i ich ładowania. Na chwilę zapomnijmy o nich i przyjrzyjmy się zmianom, jakie z nimi idą. Coraz więcej elektroniki i czujników, coraz mniej części mechanicznych (silnik elektryczny jest znacznie prostszy niż spalinowy). Koniec dyskusji o turbo, wymianie oleju, świecach, wtryskiwaczach, wyciekach, filtrach i jakości paliwa. Witaj elektryku, żegnaj mechaniku (wpadniemy na wymianę opon i tulejek). Koniec spalin, smrodu, mniej hałasu. Warzywniaki przy drodze? Czemu nie, nie ma zagrożenia ciężkimi pierwiastkami.
Nowe auto wcale nie musi nawet wyglądać jak stare, bo po co mu ta pusta przestrzeń z przodu, gdzie dawniej był silnik i jego osprzęt? Na razie to bufor zderzeniowy i drugi bagażnik. Ale zderzenia w aucie, które ma tyle czujników i zabezpieczeń, będą coraz rzadsze, a jazda coraz bezpieczniejsza. Co na to ubezpieczyciele? Czy OC będzie miało swój poprzedni wymiar?
Skoro stawiamy na prąd, produkujemy prąd ze słońca, to z jednej strony można nim podładować swoje auto. A czasem przydałoby się wykorzystać je jako magazyn energii i jej źródło, co umożliwiają niektóre konstrukcje, jak np. Ford F-150 Lightning. Auto jako przydomowy akumulator energii, który można zabrać ze sobą. Prosument może poprawić bilans konsumpcji prądu i zwiększyć niezależność od elektrowni i stacji paliw zarazem. Ciekawa perspektywa szczególnie dla słonecznych krajów południa.
Rewolucja jest za progiem. A to tylko pierwszy etap: elektryczny odpowiednik auta spalinowego. W tym aucie przybywa, jak wspomniałem, czujników i układów wspomagania, coraz częściej wyręczających kierowcę.
Poziom pierwszy: pilnuje pasa drogi, pilnuje prędkości, wspiera sygnałami. To szereg rozwiązań bez ścisłej definicji.
Poziom drugi: zastąpi kierowcę do pewnego stopnia, np. parkując czy w jeździe z tempomatem. To np. Tesla Autopilot: kierowca nadal musi czuwać.
Poziom trzeci: kierowca jest nadal potrzebny, ale auto podejmuje częściej decyzję. Ruszamy, hamujemy. Jazda staje się automatyczna, płynniejsza i przewidywalna. Kozakowanie na drodze zaczyna odchodzić do przeszłości.
Poziom czwarty: udział kierowcy-człowieka staje się rzadkością. Auto, znając cel, samo skręca i jedzie, ale trzeba jeszcze czasem interweniować w nietypowej sytuacji. Człowiek musi być przytomny, bo decyduje, ale już nie kieruje.
Poziom piąty to pełny automatyzm: człowiek jest tylko pasażerem. Jazda jest do bólu przewidywalna, bezpieczna i nudna. Nie ma kierownicy. Zero szaleństw na drodze. Automat widzi więcej niż człowiek i zapewnia większe bezpieczeństwo.
To długa droga i bardzo kosztowna. W tej drodze giną nie ludzie, ale problemy, takie jak wykluczenie transportowe, zdawanie egzaminów na prawo jazdy, dramaty poszkodowanych. I są już konstrukcje i firmy, które zrobiły te parę mil do przodu. Tak jak Waymo, które testowane jest w kilku miastach, a testy objęły już dziesiątki tysięcy mil:
Albo jak GM Cruise, jego konkurent w San Francisco- tak, to General Motors:
Autonomiczna jazda wymaga wielu testów, infrastruktury, producenci nie ukrywają też, że liczą na 5G i internet rzeczy, by pojazdy mogły się porozumiewać. Nowinki mają szanse wejść do największych miast. Kiedy zawitają do nas, na jakich warunkach? Jeszcze nie wiem, ale kiedy się to ziści — strzeżcie się, taksówkarze. To zawód bez przyszłości. Automatyzacja dojdzie wszędzie, nawet do TIRów. Auto bez kierowcy i bez pasażerów, roboauto bez kabiny.
Zaufanie do technologii to niełatwa sprawa. Tysiące kontroli, testów, monitoring. Koszty. Ale to w końcu się uda, a transport zupełnie się zmieni. Mówi o tym szefowa ZOOX, kolejnej firmy rewolucji drogowej. Ta mądra Senegalka przewiduje, że przeciętny obywatel nie będzie posiadać samochodu. Staną się usługą, taką jak pociąg, będą w ruchu, służąc na zawołanie. Nie będziemy zbierać na własny samochód, nafaszerowany kamerami i czujnikami. Koniec auto-kredytów. Zniknie nie tylko wykluczenie transportowe, ale zmniejszą się potrzeby parkingowe, garażowe. Miasta odzyskają przestrzeń.
Czy to wydaje się Wam bardzo odległe? A autonomiczna kolej albo metro? Pojazdy szynowe nie muszą podejmować tyle decyzji, co drogowe. I dlatego już działają: poznajcie linię metra C w Rzymie. Podobne automatyczne rozwiązania są i w innych miastach.
Ta droga - szynowa czy nie - prowadzi nas w przyszłość transportu. Dziękuję za wspólną podróż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz