Demograficzni eksperci często powtarzają, że współczynnik dzietności pozwalający na zastępowalność pokoleń jest wyższy niż dwa. Jeśli matka ma dwoje dzieci, to zakładając, że założą rodziny, a przeciętnie co drugie to dziewczynka, to znów będzie tyle samo matek. A ponieważ dochodzi do przedwczesnych zgonów, to średnia liczba dzieci powinna być nieco wyższa, dlatego wskazuje się TFR około 2,1. W krajach z niską umieralnością dzieci może być to wartość nieco niższa, w krajach nierozwiniętych - wyższa.
Taki obraz jest mocno uproszczony, gdyż realnie rodzi się nieco więcej chłopców - i nieco więcej mężczyzn niż kobiet umiera w młodości, zanim założy rodzinę. Profesjonalni demografowie - nie domorośli - chętniej posługują się liczbami dotyczącymi kobiet. Ma to sens, bo to kobiety rodzą dzieci i kobiety mają najważniejszy zasób demograficzny: rezerwę jajnikową o ograniczonej liczności, w przeciwieństwie do genetycznego materiału mężczyzn. Rezerwa jajnikowa stanowi jedną z tych granic, której nauka jeszcze nie odważa się przekraczać np. przez klonowanie. Profesjonalni demografowie tłumaczą zmiany w dzietności często na samej płci żeńskiej: jeśli 50 kobiet urodzi 25 córek, to do zastępowalności jest faktycznie daleko i grozi to szybkim kurczeniem populacji.
A gdyby 50 kobiet miało 50 córek i 30 synów? TFR nadal byłby niższy niż 2 i wynosił 1.6, ale pokolenie matek zostałoby zastąpione tak samo licznym pokoleniem córek. Gdyby w wieku dorosłym znów urodziły tyle samo dzieci, doszłoby do zastępowalności. W tym równaniu mężczyźni pełnią rolę drugoplanową i jak szybko policzycie, musieliby mieć dzieci z więcej niż jedną kobietą albo założyć mniejszą liczbę rodzin, za to z 2-3 dziećmi. Z których większość to dziewczynki.
Czy to jest możliwe, czy nie sprzeczne z naturą i nie oznacza selektywnych aborcji? Trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Wskażę jednak kilka argumentów za tym, że taki rozwój zmian społecznych nie jest nieprawdopodobny.
Pierwszy z nich jest taki, że mamy rosnącą liczbę rodzin monoparentalnych, tzn. dzieci wychowujących się z jednym rodzicem. W spisie powszechnym 2021 r. obliczono w Polsce obecność 2,2 mln rodzin tego typu. Pozostałe rodziny z dziećmi to nieco ponad 4,5 mln rodzin. Mieszkanie z jednym rodzicem staje się normą, nie czymś rzadkim, przyczyną do poczucia gorszym i innym w swojej grupie. Co więcej, badania, jakie przytaczałem niedawno, wskazują rosnącą liczbę kobiet rodzących dzieci bez żadnego związku. Sytuacja ta wskazuje na to, że część kobiet świadomie rezygnuje ze związku, ale chce mieć dzieci. Samotni rodzice przestają być efektem nieudanych związków i rozwodów. Można mówić o typach rodzin, dalekich od tradycji, w których to obecność mężczyzn jest przejściowa. Ba, czy nie odpowiadałyby im krótsze w trwaniu związki
Czy matki mogłyby wpływać na płeć dziecka przed ciążą? Wydaje się to możliwe tylko medycznie, np. poprzez selekcję plemników (X i Y różnią się masą). Istnieje parę teorii dot. metod naturalnych, np. o wpływie daty współżycia względem daty owulacji: plemniki z chromosomem X są nieco wolniejsze, ale potrafią przeżyć dłużej niż te z Y, więc zapłodnienie w dacie owulacji zwiększa szansę Y - czyli urodzenia chłopca. Wpływ takich metod wydaje się, delikatnie mówiąc, co najmniej mizerny. Metody nienaturalne są z kolei ograniczone prawem i należałoby raczej spodziewać się zakazów selekcji np. w obawie o genetyczne choroby sprzężone z płcią. Także szanse na wpływ na płeć dziecka poza aborcją są aktualnie bardzo niskie. Musiałoby dojść do jakiejś zmiany ewolucyjnej, mutacji, by zmienić proporcje naturalne.
Czy potencjalne matki i rodziny bardziej chciałyby dziewczynkę niż chłopca? Przez wieki to chłopiec był tym pierworodnym, który dziedziczył, był powodem do dumy i przejęcia władzy. Mężczyzna jako źródło siły fizycznej, nowych idei, zaradności i głowa rodziny, zarabiająca na jej utrzymanie. Takie preferencja uległa już zmianie: zdecydowana większość respondentów badania Gallupa twierdzi, że płeć dziecka jest obojętna, a kobiety preferują urodzenie córki. Odbicie wahadła w drugą stronę w XXI wieku jest absolutnie możliwe. Kraje Azji cierpią na niedobór kobiet. Część rodziców wskazuje, że dziewczynki są bardziej ekspresyjne i uczuciowe. Argument siły fizycznej traci na znaczeniu na skutek automatyzacji, robotyzacji i ogólnego rozwoju narzędzi pracy. Kobiety zdobywają częściej wyższe wykształcenie niż mężczyźni, co pozwala im lepiej zarabiać i coraz częściej odnosić sukcesy. Zdominowanie nauki przez kobiety wróży rządy kobiet, dlaczego więc nie miałoby dojść do preferencji córek? Dlaczego utarte powiedzenie "ojciec sukcesu" nie miałoby być zastąpione przez "matka sukcesu"?
W ten sposób dochodzimy do końca tytułu dzisiejszego wpisu, czyli filmu Seksmisja, w którego fabule rola mężczyzn została zminimalizowana do zera, a kobiety przejęły władzę. I zapewne teraz uwierzycie, że gdyby to kiedykolwiek miało się stać, TFR wcale nie musi wynosić 2, by doszło do zastępowalności pokoleń, i trzeba by ją liczyć zupełnie inaczej. Przykładem na to są takie kraje jak Chiny, które dokonywały selektywnych aborcji zmniejszając liczbę dziewczynek, co sprawiło, że uderzono w zastępowalność pokoleń i ich TFR przekłada się na mniejszą dzietność obecnie. Na demografię trzeba patrzeć znacznie szerzej niż z pomocą utartych pojęć i liczb, ale domorośli eksperci tego Wam nie powiedzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz