9 maja 2022

Jak zaoszczędzić na zakupach? Popularne markety spożywcze i ich promocyjne haczyki.

Rosnące ceny przy galopującej inflacji sprawiają, że coraz częściej chcemy zaoszczędzić na codziennych zakupach spożywczych. I mimo różnych okazji do tego, nie zawsze się to udaje. Zapewne można by napisać książkę o trikach, jakie wymyślił dla nas handel w sklepach spożywczych. Jest jednak coś szczególnego w tym, że masowo chodzimy kupować na promocje, przekonani o niskich cenach i oszczędzaniu, a mimo to nieraz zostawiamy więcej pieniędzy, niż zamierzaliśmy. I o wcale nie dlatego, że kuszą nas tanie produkty i mamy wielki apetyt (na to można przygotować się, tworząc listę zakupów i trzymać się jej). Płacimy więcej przez nieuwagę i pośpiech, popadanie w schematy i nie doczytanie, albo niezrozumienie warunków promocji. Dopiero, gdy kontrolujemy cały proces kupowania, możemy naprawdę zaoszczędzić i wrócić zadowoleni z pozostałymi w portfelu złotówkami.

Jakie obniżki spotykamy w sklepach i jakie wiążą się z nimi pułapki?

Promocja z obniżeniem ceny o pewien procent.

Najprostsza i coraz częściej łączona z innymi warunkami obniżka ceny względem standardowej. Często obniżki dotyczą warzyw lub produktów nie schodzących z półek. Ale bywa tak, że ta "standardowa" cena bywa wcześniej napompowana dla podkreślenia efektu. Aby przekonać się, czy tak jest, czy to faktycznie okazja, warto regularnie śledzić ceny.

Szczególnie duże obniżki, rzędu 50%, dotykają specyficzną grupę produktów o krótkiej dacie do spożycia. W wielu marketach są one na oddzielnej półce, niezbyt eksponowanej. Jeśli nie boicie się tych krótkich dat, czai się tam wiele oszczędności. Nawet sieci małych sklepów, jak Żabka, przeceniają produkty o krótkich datach. W Stokrotce i Lidlu takie produkty mają dodatkowe naklejki z obniżką i kodem kreskowym - jeśli przeoczymy je i zeskanujemy zwykłe, obniżki nie będzie.


Promocja typu 2+1 gratis.

Być może to będzie formuła 1+1, 3+1 albo 2+2: kupując określone ilości produktów płacimy tylko za pierwszą część. Z pozoru taka oferta nie różni się od upustów procentowych. Co nam grozi w tym przypadku, chyba do czterech każdy policzy? Otóż czasem taka promocja dotyczy szerokiej palety produktów np. jednego producenta, o zróżnicowanej cenie. Promocyjna sztuka gratis dotyczy z reguły najtańszego produktu. Czasem nie jest to gratis, ale upust cenowy, albo symboliczna cena np. 1 zł.

Jakiś czas temu Biedronka organizowała promocję różnorakich wędlin Tarczyński, w formuje 2+2, limit 8 sztuk. Jeśli klient najpierw zdecydował się na kabanosy za 11,99 i wziął cztery, a potem skusił się na parówki za 5,99 i znowu wziął cztery, to na koniec nie dostawał dwóch paczek kabanosów i dwóch paczek parówek gratis. Kasy zaliczały najtańsze produkty, tu parówki, jako promocyjne, a za pozostałe naliczono zwykłe ceny. Łatwo policzyć, jaka jest różnica, gdyby korzystać z kasy dwa razy, dla każdego z dwóch rodzajów wędlin z osobna.

Podobnie to działa w innych sieciach, Np. jeśli skusicie się na piwa w Lidl w promocji 4+4 i wymieszacie tańsze piwa z kraftowymi, nie liczcie na "połowę mniejszą cenę". Realna korzyść będzie niższa, bo to tańsze piwa będą gratis.


Promocja z aplikacją lub kartą sklepu.


Zakupy z limitami, jak w poprzednim przykładzie, zwykle zapisywane są na koncie klienta korzystającego z aplikacji sklepu lub karty lojalnościowej takiej jak "Moja Biedronka". To sprawia, że z promocji nie skorzystamy wielokrotnie. Ba, bywają też limity wagowe, jak np. promocja świątecznego karpia, jaka miała miejsce w 2021 roku: klient z kartą mógł kupić 1 kg karpia w promocyjnej cenie. Przeoczenie tej informacji kończyło się rachunkiem z wysoką ceną. 

Promocje mięsa w Biedronce w pewnym okresie bardzo często wymagały wskazania karty "Moja Biedronka", w innym wypadku klient płacił standardową cenę.  Na szczęście kasjerki, a obecnie i kasy automatyczne, przypominają o podaniu karty - a jeśli jej nie mamy, można użyć numeru telefonu skojarzonego z kartą. W Stokrotce i Lidl zamiast karty jest smartfonowa aplikacja.

Można powiedzieć, wytresowano klientów w posługiwaniu się kartami i apkami. Z korzyścią, bo szczególnie karta Biedronki nadal daje sporo obniżek. Dlatego na pytanie "jest karta?" odpowiadam "tak" nawet jeśli nie mam karty ze sobą i nie zapakowałem produktu z promocji z użyciem karty. Podobnie z aplikacjami, skanuję je na początku pobytu przy kasie, by nie zapomnieć o nich i naliczyć rabaty, albo podaję numer telefonu. I to nawet jeśli nie jestem pewny, czy jakieś rabaty mi przysługują.

Nowy trend to nie fizyczne karty, a aplikacje sklepów, gdzie okazji cenowych jest mniej, ale są one dość atrakcyjne. W przypadku aplikacji Lidla warto każdorazowo zajrzeć do niej, gdyż część promocji wymaga "aktywacji", czyli kliknięcia w celu przypisania do klienta - bez tego nie otrzymamy lepszej ceny. Tak sklep skłania do używania aplikacji, a zarazem aktywnego korzystania ze smartfona. Może być to barierą dla osób starszych, stroniących od nowych technologii.

A co, jeśli chcemy kupić więcej, a niższa cena powiazana jest z limitem na ilość produktu? Obejściem systemu limitów sprzedaży jest wyposażenie w aplikacje/karty całej rodziny: w razie czego można kupić coś na konto partnera czy dorosłego dziecka. Z drugiej strony pokazuje to dziurę systemu, w którym każdy może wskazać nie swój numer telefonu, by skorzystać z promocji.

Promocje lojalnościowe coraz częściej nie są jedynym warunkiem obniżenia ceny - łączone są z innymi, jak ilość produktów albo kwota zakupów. Ilość warunków do spełnienia w celu otrzymania atrakcyjnej ceny rośnie i wydłuża się ich opis, a to oznacza, że coraz łatwiej się w tym pogubić lub coś przeoczyć. Szczególnie starsi klienci, o gorszej koncentracji i percepcji, popełniają błędy w ocenie, czy ich zakup podlega promocji.

Kartka na zdjęciu wskazuje kilka warunków promocji: kartę lojalnościową, minimalną kwotę pozostałych zakupów, limit wagowy produktu oraz datę obowiązywania. Czy dostrzegacie wszystkie?

Promocje z warunkiem dokonania zakupów na określoną kwotę.

Lubimy niskie ceny, wiec sklepy wykorzystują to, by namawiać nas na większe zakupy. Czasem promocyjna cena jest naliczana tylko, gdy dokonamy pozostałych zakupów z określoną kwotę, przy czym nie są w nią wliczone używki, doładowania czy rachunki (przelewy). Moja osobista rada: jeśli nie mamy pewności, czy zrobimy odpowiednio duże zakupy, nie ulegajmy pokusie. Nie warto też ładować do koszyka na tę okazję specjalnie towarów, których przydatność jest wątpliwa. 


Promocje z voucherem na kolejne zakupy.

Zdarzają się też innego rodzaju promocje, dające zniżkę za zakup produktu w formie vouchera, wydruku, który pozwala dostać zniżkę na kolejnych zakupach w przyszłości, za kilka dni, tydzień itd. Bardzo często zdarzało mi się i moim znajomym, że zapominaliśmy o voucherze, potem się on przedawniał i zniżka znikała jak kamfora. Dlatego niechętnie i wyjątkowo korzystam z pokusy zakupu z voucherem.


Warunki, warunki

Podkreślę to jeszcze raz. Ludzie nie zawsze doczytują i rozumieją w pełni warunki promocji. Zwracają uwagę na wielką czcionkę cyfr ceny, natomiast nie poświęcają dość czasu i uwagi, by zobaczyć, pod jakim warunkiem ona zadziała w kasie. Dzieje się tak m.in. dlatego, że wydaje nam się po przeczytaniu paru słów, że już wszystko rozumiemy, że już znamy ten rodzaj promocji, a tymczasem nieco dłuższy tekst ukrywa pułapki warunków: kwoty, ilości, aplikacji lojalnościowych itd. Te wielkie ceny są ważne jedynie przy spełnieniu warunku promocji, a poza nimi cena jest wyższa - nawet kilkadziesiąt procent. Wystarczy kupić zbyt małą ilość produktu, albo nie okazać karty i jesteśmy nie uczestnikami promocji, tylko jej sponsorami. Tak! w ten sposób promocje po części finansują się same, nieuważni klienci do nich dopłacają. W pewnym sensie: naciągają się sami.

Bywa też tak, że kartki z informacjami wiszą w złym miejscu, nad innym produktem niż opisany, albo że produkty są przemieszane, lub oferta dotyczy innego dnia, bo reklama została przez przypadek! Dlatego zawsze upewnij się, że kupujesz to, co jest przedmiotem promocji. W razie wątpliwości sprawdź cenę, spytaj obsługi. Nazwy bywają podobne, a np. etykiety mrożonych mięs mogą być nieczytelne przez szron.

Do kasy!

Kasjer pomaga w odpowiedzi na pytania, pomaga szybko skanować produkty i przypomina o karcie, to wygodne. Kasa automatyczna z kolei pozwala spokojnie obserwować naliczane ceny i rabat. Możemy popełnić z nią jakiś błąd, ale kasjerzy też nie są nieomylni (zdarzyło mi się parę razy ich złapać na tym). Kontrola nabijanych cen w obu przypadkach jest trudna, cena nie zawsze pokazywana w sposób czytelny i dużo zależy od oprogramowania. Zobaczcie np. ten ekran kasy automatycznej Biedronki, jaki uchwyciłem jakiś czas temu:

W przypadku "wielosztuk" i promocji na kartę wyświetliła się ich nie-promocyjna cena, z której część jest odliczana w pozycji "Rabat" na końcu zestawienia. Naliczony rabat jest zbiorczy i nie wiadomo, od jakich produktów pochodzi. Na ww. ekranie dotyczył np. masła, schabu, kiełbasy, ale nie rzodkiewki, mimo że rzodkiewki - tu dwa pęczki - także miały obniżoną cenę. Zauważacie napis " Ilość 2x 2,49 zł/szt" ? Realna cena pęczka wynosiła 0,99, dlatego pojawił się koszt 1,98.  Czytelność takiego zestawienia jest wątpliwa, i jedynie rosnąca kwota rabatu informuje, że oszczędzamy. Więcej szczegółów pokaże paragon.

Póki co, lepiej wygląda liczenie rabatów na kasie automatycznej Lidla czy Stokrotki, choć i do Lidla mam uwagę: promocje związane z aplikacją są naliczane dopiero na finalnym etapie po zakończeniu listy zakupów. Chyba wszędzie kasy są na etapie, gdzie nie ufa się klientowi: rezygnacja z produktu wymaga pomocy obsługi, także jak się chcemy dopytać o różnice cenowe - trzeba czekać, bo sklepy oszczędzają na pracownikach. Tymczasem klienci też popełniają błędy, i nawet jak chcą je wyprostować, nie mogą edytować listy koszyka. Tak automatyzacja nie prowadzi do przyspieszenia.

Liczę jednak na to, że kasy przyszłości będą pozbawione ww. wad.

Skoro paragon pokazuje więcej, patrzmy na paragon. Parokrotnie dopiero paragon pokazał mi, że coś poszło nie tak i kwoty były inne niż te, jakie obiecywano. W takim wypadku macie prawo do zwrotu produktu i nie wahajcie się z niego korzystać. Procedura zwrotu chwilę trwa (czasem wymaga kierownika), ale nie rezygnuję z niej dla zasady. Pada wówczas znowu pytanie - czy potwierdzenie będzie potrzebne, czy kasjer może je zatrzymać? Odpowiadajcie: będzie potrzebne. Bo inaczej pozbawiacie się praw reklamacji względem reszty zakupów.

Tu jeszcze mała uwaga: korzystając z prawa do rezygnacji czy zwrotu promocyjnego towaru zwykle nie dostaniemy z powrotem prawa do skorzystania z promocji objętych limitami. Fakt wykorzystania limitu, zapisany gdzieś w sklepowych systemach, pozostaje, i uniemożliwia ponowny udział w tej samej promocji.

Podsumowując rady powyżej:
- dokładnie czytajmy informacje o promocji
- w razie wątpliwości sprawdzajmy ceny w urządzeniach kontrolnych czytających kod paskowy
- w kasie pamiętajmy o aplikacji lub karcie lojalnościowej (np. Moja Biedronka)
- kontrolujmy ceny wybijane w kasie i na rachunku, który trzeba zabrać
- nie wahajmy się pytać, zgłaszać wątpliwości i uwag

Być może ktoś powie, że całe te warunkowe rabaty i porady to "chandryczenie się o grosze". Tymczasem zakupy spożywcze zabierają sporą część naszego portfela, to jedna z tych kategorii, na którą narzekamy najczęściej. Jeśli ulegamy handlowym trikom i kruczkom, to sieć będzie chętniej je stosować, a kilka złotówek od każdego klienta bez wątpienia ją wzbogacą. Nasza ostrożność i reakcja w przypadku nieprawidłowej ceny na rachunku oznacza społecznie duże oszczędności.

2 komentarze:

  1. Nie wiem jak w innych miejscach Polski, ale w Wielkopolsce (w kilku miastach oddalonych od siebie o ok. 100 km) coraz ciężej jest dostać produkty które mają być w promocji (np. mięsa, owoce). Obsługa tłumaczy to faktem, że towar do nich nie dojeżdża. Czy w innych częściach Polski jest podobnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo atrakcyjne oferty znikają zwykle rano w pierwszym dniu, być może z powodu niskiej ilości, ale tłumaczenia dojazdem nie ma. Można chyba jednak mówić o podobieństwie sytuacji.

      Usuń