Osocze w ilości 150 litrów posłużyło do produkcji 3000 próbnych dawek. Produkt, jak mówił dr Czelej, "powstał dzięki ofiarności polskich ozdrowieńców". Spółka podkreśla, że immunoglobina to nie to samo, co osocze, że stosowanie nie będzie zależało od grupy krwi i jest to uniwersalna substancja czynna. Podkreśla także wydajność w porównaniu z leczeniem osoczem. Wkrótce rozpocznie się okres wielofazowych badań klinicznych. Potem nastapi faza rejestracji. W wypowiedzi wyczuwalny był pewnien nacisk na skrócenie tych etapów: "by władze rozważyły kroki, które umożliwiłyby warunkowe zastosowanie leku przed zakończeniem czynności administracyjnych".
Na dobrą sprawę dopiero badania kliniczne potwierdzą wcześniejsze rewelacje naukowców, działanie i stabilność specyfiku. Spółka podkreśla swoje doświadczenia z innymi lekami z osocza oraz to, że okazywały się one bezpieczne. Wypowiada się z niezachwianą pewnością na temat swojego produktu. Na tyle dużą, że można mieć pewne wątpliwości.
Pierwsze z nich to skutek konferencji, a świetnie je opisał Grzegorz Zalewski. Próbuje rozwikłać językowo-prawne zamieszanie wokół nazwania słowem "lek" produktu na tak wczesnym etapie. Czy produkt nie dopuszczony prawem do sprzedaży można nazwać śmiało lekiem? Zdaniem spółki - tak. Zdaniem zjadacza chleba bez wiedzy medycznej jak ja, to leki są z apteki. Wszystkie inne substancje otrzymane sztucznie to materiał do badań, bałbym się stosować je jako nie dopuszczone.
W dalszych wypowiedzi spółki zaszła też inna zmiana - oprócz określenia "skuteczny" mamy "być może ratujący życie". Skąd niepewność? Czy to może nasza wiedza o wirusie jednak nie jest tak potężna, czy też nie wypada oceniać skutków stosowania substancji bez dalszych badań?
Mnie zaintrygowały w tej sytuacji dwie rzeczy. Jedna, to fakt, że uzyskanie tej substancji z osocza wymagać będzie znacznej ilości dawców krwi przy dość ograniczonej produkcji. Litr osocza to jakieś 20 dawek w pierwszej partii. Tymczasem mamy do czynienia z wirusem, który dziennie tylko w Polsce zaraża tysiące osób. Czy na pewno uda się wyprodukować dość dawek dla potrzebujących terapii? I jak pogodzić produkcję komercyjną z ofiarnością dawców? Ile może kosztować jedna dawka? Wcześniej prezes deklarował 30-35 tys. sztuk rocznie. Mimo deklaracji, że to na rynek polski, trudno nie wyobrazić sobie eksportu, gdyby środek okazał się skuteczny. Ilość 30 tys. rocznie nie brzmi gigantycznie, przy dużym popycie cena musiałaby być zawrotna bez podniesienia produkcji. Komunikat spółki mówi o roztworach - być może zastosowanie mniejszych, rozcieńczonych ilości będzie wystarczające i pozwoli uzyskać więcej dawek. Badania odpowiedzą także na to pytanie.
Ograniczona produkcja oznaczałaby problemy w komercjalizacji produktu na dużą skalę. Komercjalizacja polskich wynalazków już nie raz w historii okazywała sie barierą z różnych powodów. Kto pamięta polski grafen? Od laboriatorium do szerokiej sprzedaży droga bywa wyboista. Gdyby społka tu miała pomysły, mogłoby to zupełnie zmienić układ sił i ocenę sytuacji.
Druga rzecz - słowo "pierwszy" lek. Pierwszy w czym i gdzie, i od kiedy? Trudno powiedzieć. Na świecie pracuje sią zarówno nad szczepionkami (z 300 kandydatów przynamniej 9 jest w trzeciej fazie badań klinicznych), jak i lekami dla chorych. Wśród nich są przeciwciała, leki znane z zastosowania do innych chorób jak Remsedivir, a jest i użycie osocza (tak, Biomed nie jest jedyny). Tu także są kandydaci w fazach badań bardziej zaawansowanych, a leczenie osoczem było wypróbowane i zebrano tu pewne doświadczenia i wskazano problemy. Nawet jeśli Biomed je rozwiązał jako jedyny, to słowo "pierwszy" budzi wątpliwości. Toczy się wyścig, stawką są zamówienia, i to na pewno nie Biomed jest w tej kategorii pierwszy: nasz rząd stawia na firmę Astra Zeneca w szczepionkach i na Remsedivir w leczeniu (zamawia właśnie 80 tys dawek).Astra Zeneca ma zamówienia w portfelu od wielu krajów. A Biomed od kogo?
Nawet jeśli Biomedowi się uda leczyć najskuteczniej covid-19 i zyska sławę, to konkurencja, jej liczność, wielkość i możliwości produkcji, jest bardzo silna. Sukces naukowy może nie dać efektu sprzedażowego takiego, jaki marzy się graczom giełdowym. Spółka ma wiele innych atutów i leków, w funkcjonowaniu nie musi polegać na tym jednym, który rozpala głowy inwestorów. Może nawet lepiej dla nich byłoby oczekiwania schłodzić i zejść na ziemię do realiów. A jednak dzieje się coś przeciwnego. W tej sytuacji wolę poczekać na dalsze informacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz