24 września 2017

7 miesięcy 2017 - czy gospodarka ma się lepiej?

Mija ponad pół roku 2017, TVP i inne media przychylne PiS od miesięcy opowiadają o sukcesie gospodarczym rządu, który polega na wzroście ściągalności VAT poprzez uszczelnienie systemu. Powtarzane jest hasło "wystarczy nie kraść" i wskazywana nadwyżka w budżecie. A jak to się ma do faktów?

Względem 2016 wzrosły płace - ok. 6.6% r/r w lipcu. Przyczynia się do tego nie tylko rynek pracownika, ale i rekordowy wzrost płacy minimalnej o 8% i zdecydowany nacisk na umowy godzinowe o pracę - faktyczne 13 zł za godzinę, do tego spada bezrobocie o ok. 1.4 pp. Mamy też program 500+ wpompowujący w tym okresie ok. 6 mld zł więcej r/r. Nic więc dziwnego, że rośnie też konsumpcja: sprzedaż detaliczna liczona w cenach bieżących rośnie ok. 8%, a VAT ok. 7,9% - czyli niemal proporcjonalnie. Jeśli nastąpiło tu jakieś uszczelnienie, to są to kwoty ginące w skali konsumpcji, której przyczyną są zmiany na rynku pracy i jego uszczelnienie. I to jest sukces rządu, a telewizyjne hasła to głównie propaganda.

Przypływ gotówki jest konsumowany, a budżet na tym korzysta i to w wielonasób: rośnie wpływ z PIT, składki ZUS (przedsiębiorców także - od płacy minimalnej), no i VAT. Stąd dobre wyniki budżetu. Ale jest druga strona medalu. W płacach w budżetówce będzie konieczna podwyżka, rośnie koszt pracy, a do tego pobudzono inflację. Na inflację wpływ ma nie tylko fakt, że więcej jesteśmy skłonni wydać, ale też koszty pracy. Praca zdrożała szczególnie tam, gdzie była najtańsza: w restauracjach, barach, kinach, ochronie mienia, sklepach - tam, gdzie płacono słabo. Wyjaśnię to na przykładzie firmy Gwarant.

Spółka Gwarant zajmuje się ochroną mienia (sklepy, budowy, stacje, osiedla itp.) i jest zależna od Impela. Dotąd generowała dla niego zyski. W tym roku w spółce głównie na skutek zmian cen pracy koszty wynagrodzeń wzrosły o około 24%. Płacili pracownikom słabo, teraz płacą przepisowo. Oznacza to też, że wcześniej generowane zyski niemal wyparowały i spółka musi negocjować kontrakty, by przetrwać. Skutkiem jest podwyżka cen usług - adekwatnie do płac. Na taki szok cenowy klienci nie zawsze chcą przystać i czasami rezygnują. To z kolej powoduje zahamowanie przychodu i spadek zapotrzebowania na pracę. W konsekwencji klienci są zmuszeni zapłacić wyższe ceny lub ograniczyć konsumowanie usług. Wzrost cen przełoży się na koszty klientów generując za jakiś czas inflację. Póki co topnieją zyski i to boli małe i średnie firmy. Podsumowując, rynek pracy wyciąga z nich pieniądze, co grozi nie tylko inflacją, ale również ograniczeniem przychodów i zysków firm. Budżet państwa odczuje te problemy z opóźnieniem, gdy wzrosną koszty obsługi długu, koszty pracy w budżetówce i ceny usług kupowanych przez państwo.

W 2018 roku znowu wzrośnie płaca minimalna (5%) i utrzyma się presja płacowa; nie będzie to jednak tak duży impuls jak w roku bieżącym. Warto dodać tu tło demograficzne: mamy rynek pracownika, mniej osób zaczyna pracę niż ją kończy. Liczba urodzeń rośnie o ok. 15 tys., ale rośnie też liczba zgonów, przyrost jest bliski zera. Ciężko będzie utrzymać taką dynamikę urodzeń, bo średnia wieku rośnie i przekroczyła 40 lat. Dlatego oceniam, ze nie ma wielkich szans na powtórzenie sukcesów połowy roku 2017, a zwiększa się liczba zagrożeń. Pojawi się tez efekt wysokiej bazy, trudno będzie o równie wysoką dynamikę. Stąd powstaje obawa, że nadwyżka budżetu zniknie jak sen, zaś inflacja albo jest zaniżona, albo pojawi się wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz