25 sierpnia 2013

Giełda jako gra - cz. 2.

Jakiś czas temu pisałem o giełdzie jako jako grze o sumie niezerowej. Czy da się jakoś poprawić wynik matematycznych rozważań?

Po pierwsze, można grać na instrumentach powiązanych nie obciążonych prowizją - np. TFI. Zaraz mnie zakrzyczycie - że to barany nie umiejące inwestować. Nie wnikam w dobór funduszu - faktem jest, że można kupować jednostki bez prowizji np. w supermarkecie mBanku. Gra na funduszach, choć obarczona opóźnieniami, jest pozbawiona emocji związanych z czytaniem o spółkach albo przywiązaniem się do branży. Przypomina raczej grę na futures bez dźwigni.

Po drugie - jeśli już grasz, to wykorzystaj trend tak długo, jak długo on trwa. Z poprzednich rozważań wypływa prosty wniosek: idealna inwestycja to taka, że kupujesz raz i nie musisz sprzedawać, bo trend trwa. Nader często jednak gracz rezygnuje z trendu, zabierając zysk, stosunkowo niewielki. Szybko uciekaj ze strat, ale nie bój się trzymać zyski. Oczywiście pamiętamy o podnoszeniu stop-lossa ;)

I jeszcze po trzecie - podatki: można wykorzystać fundusze parasolowe. Jest trend na akcje - trzymasz akcje, trend na spadki - gotówka albo obligacje. Dopóki nie opuszczasz parasola funduszy, nie ma podatku. I nie ma problemu PITów, kilku lat odliczania strat itd. Fundusze okazują się mieć niedoceniane zalety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz