26 maja 2013

Giełda jako gra o sumie niezerowej

Na giełdzie niby ktoś traci, ktoś wygrywa. Kupno i sprzedaż jako dwie transakcje prowadzą do powstania wyniku gry. Jeśli tracisz - ktoś zyskuje i na odwrót.

Tyle, że jak w ruletce, istnieje maciupeńka wyrwa w tym przepływie kapitału. A nawet dwie. Jedna: to zysk kasyna, czyli prowizje od transakcji. Druga: podatki. Płacisz podatek tylko od zysku - straty można odjąć od podatku tylko przez 3 lata, pod warunkiem, że ma się zysk.

Ktoś może zaprotestować: przecież akcje spółek to tez generatory zysku w postaci dywidend, oparte są o majątek spółek, itd. Ok. To prawda, ale nie wszystkie spółki płacą znaczące dywidendy, ba płaci mała część, a ponadto nie ma gwarancji, że będą one w przyszłości. To właściwie giełdowy margines, a wypłata dywidendy jako znak siły spółki jest dyskusyjna. Nie ma gwarancji wzrostów cen.

Jeśli więc przystępujesz do gry, można powiedzieć, że z góry stracisz - chyba że masz sposób na oskubanie innych graczy. Na wykorzystanie ich słabości, psychiki, chciwości, strachu. I potrafisz ocenić ich pozycję w grze.

Na koniec żart. Czwórka kolegów po latach chwali się ile zarobiło, jakie mają biznesy i planuje jak wyda zyski.
- Ja to kupię bank szwajcarski - mówi jeden.
- Eee , bank. Ja kupię General Motors - chwali się drugi. Na to trzeci :
- A ja Coca-Colę!
Czwarty, Żyd, słucha, miesza powoli herbatę. W końcu mówi:
-A ja nie sprzedam.

I dlatego ceny rosną ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz