3 czerwca 2023

Bajki Maluch+

 Na stronie rządowej czytamy:

"Ważnym elementem wsparcia rodzin w wychowywaniu dzieci jest także program Maluch+. Od 2016 roku powstało ponad 140 tys. miejsc opieki nad maluchami. Na koniec 2015 roku było niespełna 3 tys. placówek, które oferowały zaledwie 84 tys. miejsc opieki. Dziś funkcjonuje ponad 8 tys. instytucji opieki, w których jest blisko 230  tys. miejsc opieki nad maluchami."

Ten krótki fragment to tylko jedna z wielu wypowiedzi, w której pada kilka liczb: 2015, 2016, 230 tys., 140 tys., a zaraz za nimi dalsze obietnice i dalsze liczby. Na kolejne lata programu (2022-2029) obiecywano 90 tys., a potem i 102 tys. miejsca dla najmłodszych. 

Czas sprostować w tej notce propagandę, niedomówienia i obietnice postawione na cienkim lodzie. 

Program Maluch+ nie zaczął się z końcem 2015 roku. Jego ogłoszenie to listopad 2016 roku, a jest on kontynuacją programu Maluch, który był prowadzony w latach 2011-2016, a więc zapoczątkowany za czasów rządu Platformy i PSL. Problemem pierwotnego programu było jego ogłaszanie w trakcie roku i szycie na miarę budżetu. Od 2016 to zmieniono, a liczba tworzonych miejsc wyraźnie wzrosła. I taki trend był w kolejnych latach.

Można więc mówić o sukcesie Maluch+, ale nie można zapominać o jego rodowodzie, szczególnie gdy podaje się liczbę miejsc w placówkach od końca 2015 roku, gdy realizowany był program Maluch. Sugerowanie, że jest sukcesem tylko jednej partii, jest zawoalowanym kłamstwem propagandy. Zauważono to już w 2017 r. na łamach portalu naTemat. Przywłaszczony sukces, właśnie tak. A przecież można było zrobić z niego przykład ponadpartyjnej współpracy i kontynuacji polityki.

Wspólny rodowód potwierdzają również przemieszane dokumenty programów na stronie rządowej. Znajdziecie tam wzory dokumentów, wnioski, wyniki konkursów. Znamienne jest to, że tak potężny, wielomiliardowy program nie ma żadnego załącznika ewaluacji. Nie ma własnego dokumentu oceny wpływu programu na rynek pracy, na dzietność, wskaźniki wykorzystania miejsc, spełnienia potrzeb, itd. 

Nie oznacza to jednak, że takie wyliczenia nie powstawały. Przynajmniej część można znaleźć w dokumentach  ewaluacji  Regionalnego Programu Operacyjnego dla poszczególnych województw, gdzie oceniano lata 2014-2020. Próbę oceny podjął także NIK, w swojej kontroli programu, zauważając, jak bardzo wiedzy na ten temat brakuje ministrowi. Stwierdza też, że nie wiadomo, jakie są potrzeby w kwestii miejsc (ale wiadomo, że na tamten okres nadal one były).

A ile nowych miejsc dla dzieci do lat 3 powstało w ramach programu, licząc od początku 2016 roku? czy 140 tysięcy? Nie. Program zasadniczo miał dwa cele: tworzenie nowych miejsc i dofinansowanie istniejących.  Z materiałów programu, który jeszcze w 2016 roku nazywał się Maluch, wyciągnąłem z informacji o wynikach konkursów część dotyczącą nowych miejsc. Suma nowych miejsc, jak policzyłem, to 76,1 tys. Tyle wynika z konkursów, ale nie ma informacji, czy miejsca te faktycznie funkcjonują dziś. Liczby możecie sami zweryfikować.


Od końca 2021 nie przybyło ani jednego miejsca. Wszelkie przechwałki polityków odnośnie miejsc w żłobkach od tamtej pory są więc nieuprawnione, a prosta kalkulacja wskazuje, że niemal co drugie miejsce od końca 2015 roku z ogółu 140 tys. powstało poza programem. Około 60% miejsc nadal stanowią miejsca w placówkach prywatnych, które to stanowią około 75% wszystkich, jak podaje GUS, i część z nich korzystała z programu, część nie. Te proporcje utrzymują się od lat.

Zauważcie, jakim fałszem jest komunikat rządowy z początku wpisu: w jednym zdaniu pada nazwa programu, w drugim liczba powstałych miejsc. Tak ma działać sugestia, że to informacje związane ze sobą, że jedna wynika z drugiej. A jaka jest prawda, widać w tabeli.

A co o programie napisano w regionach? Wskaźniki poprawiły się. Program ma zadowolonych respondentów. Utworzone miejsca są dość trwałe. Ale o nowych żłobkach czytam: zjawisko koncentruje się głównie w największych ośrodkach miejskich województwa, co związane jest bezpośrednio z liczbą osób aktywnych zawodowo, które przekazują opiekę nad dziećmi instytucjom do tego przeznaczonym. Przewidywania: następować będzie stopniowe nasycenie popytu na tego rodzaju usługi, głównie na terenach miejskich. Autorzy wyrażają swoje obawy o koszty. Wskazują, że żłobki powstają najczęściej w miastach, bo nawet jak ludzie mieszkają po wsiach, to dojeżdżają do pracy czy do sklepu i taka lokalizacja im pasuje. Krótko mówiąc, żłobek w każdej gminie to jedna z politycznych mrzonek, szczególnie w odniesieniu do gmin wiejskich. Na koniec 2021 roku było 1105 gmin bez miejsc opieki. A jak wiemy z danych GUS, demografia szwankuje szczególnie poza wielkimi ośrodkami i szczególnie na wschodzie.


Można się więc zastanawiać, ile żłobków nam jeszcze potrzeba. Z tej formy opieki korzystają niemal wyłącznie dzieci w wieku 1 lub 2 lata, nieliczne wyjątki potwierdzają tylko koncentrację na dwóch rocznikach.


O ile niedawno dwa roczniki dzieci to było niemal 800 tys. maluchów, to za rok będzie to około 600 tysięcy, a za kilka lat może tylko pół miliona. Przy 230-240 tys. miejsc opieki dałoby to wskaźnik 40% dostępności miejsc. Postulowany wskaźnik dzieci w opiece instytucjonalnej z tzw. celów barcelońskich (przed rewizją) to 33%. Po budowie kolejnych 100 tys. liczba miejsc znacznie przekroczy 50% potencjalnych dzieci (taki był cel na rok 2030 po rewizji z 2022 roku, ale nie uwzględnia on urlopów). Ba, być może realizacja ćwierci planu programu Maluch+ wystarczy, by w 2030 roku co drugie dziecko w wieku 1-2 lata miało miejsce w żłobku. Nie wiadomo, czy rodzice wykorzystają tyle miejsc, nie każdemu żłobek odpowiada. 

A to nie jedyna kłoda do planu. Plan opiera się o trzy źródła finansowania, w tym dwa to europejskie: KPO i FERS, a wypłata środków zależy od "złej" Unii, która domaga się przywrócenia praworządności. Sądząc po występach ministra Czarnka przed komisją EU, nie zanosi się na ustępstwa i zgodę w tym temacie. Oznacza to, że program Maluch+ jest praktycznie zablokowany, dopóki plan finansowania się nie zmieni. A chyba dla rządu środki unijne są ważne, może nawet ważniejsze niż opinia rodziców, skoro cały rok 2022 upłynął bez takiej decyzji. Chodzi o 5,5 mld złotych, co wydaje się małym wydatkiem w porównaniu do programu 800+, który już w pierwszym roku będzie kosztował o 24 mld więcej, niż 500+. Czy rządowi naprawdę zależy na dobru dzieci i rodziców?

I czy 5,5 mld wystarczy na nowe 90-102 tysiące miejsc? Koszty utworzenia jednego miejsca gminy wyceniają nawet na ponad 100 tys. złotych, a inflacja co roku dokłada swoje. Gdyby więc chodziło tylko o budowanie nowych miejsc, a program miał zapewnić finansowanie w 100%, to byłoby ich raptem 55 tysięcy. Tak jednak nie będzie: czasem do tworzenia miejsc użyte będą istniejące zasoby, np. dostosowanie przedszkola, ponadto gminy będą musiały dołożyć nawet ponad połowę z własnych środków. To właśnie budzi obawy gmin, jest przeszkodą, i może skutecznie opóźniać i ograniczyć końcowy rezultat.

Dalsze opóźnianie programu może doprowadzić do tego, że zawali się on pod ciężarem kosztów dla gmin i braku chętnych, spowodowanym częściowo spadkową demografią. Program miał ambicje zapełniania "białych plam" na mapie żłobków, tymczasem bardziej sensowne może być łączenie gmin, tam, gdzie one się wyludniają. Z drugiej strony realizacja planu budowy jest możliwa, skoro na inne programy znajdują się pieniądze. Wystarczy zmienić priorytety.

Cele, dla których wzmacnia się opiekę instytucjonalną, to głównie rynek pracy, rozwój dzieci, równość płci. W dyskusjach, jakie śledziłem, czy w Strategii Demograficznej 2040, w niskiej liczbie żłobków widziano barierę demograficzną. Daleki byłbym jednak od twierdzenia, że nowe miejsca poprawią demografię. Doświadczenia innych krajów są na tym polu mieszane, wyniki zmienne od bardzo optymistycznych do pomijalnych. U nas nawet nie ma badania, jaki wpływ mogły mieć dotychczas założone żłobki. Wskaźniki dzietności były i pozostają bardzo niskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz