Praktycznie w całym świecie obserwowany jest spadek współczynnika płodności - TFR (Total Fertility Rate). O ile z początku spadek ten nie powodował zachwiania przyrostu demograficznego, a do tego wydłużanie średniej życia postepował, problem nie był specjalnie zauważany. Jednak wraz z wejściem w obszar poniżej zastępowalności pokoleń i utrzymywaniem się wieloletniego trendu mozna spodziewać się depopulacji. Jedynym kontytentem, który ma szansę jeszcze obronić się przez niskim TFR jest Afryka.
(MENA= Middle East + North Africa, Western Offshoots=USA, Kanada, Autralia, Nowa Zelandia)Już teraz wiele krajów wchodzi w okres ujemnego przyrostu naturalnego, i choć pandemia przyspiesza te procesu, to one toczyły się od dawna. Jak wskazuje tabela przedstawiona na Twitterze przez @BirthGauge, ze światową płodnością jest krucho. Nie tylko Polska, ale i większość Europy Zachodniej ma problemy z płodnością.
The year is coming to an end. Time for another birth update. Most of the births in November were conceived in February, so before Corona made its impact on the world. Therefore all these figures still show the pre-pandemic picture. pic.twitter.com/CGHYO7aXsq
— Birth Gauge (@BirthGauge) December 31, 2020
Niedawni europejscy prymusi TFR są dziś "pod kreską". Wg ostatnich danych Francja ma TFR 1.837, Islandia 1.77, Czechy 1.70, Dania 1.69.
Trend depopulacji dotarł do Azji. Ba, mówi się o Chinach, dyskusja zawęża się do tego, czy spadek ma miejsce już teraz, czy będzie za kilka lat. Polityka jednego dziecka prowadzona przez dziesięciolecia nadal odbija swoje piętno, a rodziny wielodzietne karane są finansowo. Odwrócenie trendu w Chinach może nie udać się bardzo długo. Zdaniem demografów, na ujemny przyrost w dalszej perspektywie skazane są też Indie. W ostatnim roku spadek ludności uderzył Koreę Południową, tak że władze rozważają wzmocnienie polityki rodzinnej. Bardzo późno - TFR spadł tam w okolice jedności, czyli jedno dziecko przypada na kobietę.
O ile globalna depopulacja będzie przebiegać raczej powoli, choć nieuchronnie, to w niektóre kraje uderzy gwałtownie. Mamy przykłady, jak to się dzieje i jakie niesie skutki, np. Mołdawia, Gruzja, Ukraina. Kto zwiedzał Gruzję, pewnie długo nie zapomni, jak wygląda poza centrum. Nasz sąsiad - Ukraina, targana wojną, korupcją i problemami ekonomii, straciła od szczytu 15 mln mieszkańców i nadal się wyludnia. Czy nie powinniśmy się z tego powodu niepokoić? To przecież nasze źródło migrantów!
Ten demograficzny spadkowy trend będzie groźny dla gospodarki. Mniej ludzi, mniejsza konsumpcja, mniejsze potrzeby. Po co mam zbierać na mieszkanie, jak będzie po rodzicach lub dziadkach? Auta, kupowane w demograficznym szczycie, nie są już przedmiotem trudnych do realizacji marzeń. Coraz częściej ich najnormalniej w świecie nie ma kto i do czego używać. I tak jest ze wszystkim, co zostawia starsze pokolenie. Mniejsza motywacja do kupowania, mniej nabywców oznacza gospodarczą stagnację, a co najmniej spowolnienie.
Oczywiście, kraje starają się przeciwdziałać wyludnieniu i dopuszczają imigrację, by uzupełnić zasoby ludności. Tak jak Niemcy, a ostatnio Polska czy Litwa. Im bardziej jednak światowa demografia straci rozpęd, tym bardziej zjawisko to będzie powszechne, i tym większa szansa, że wzrośnie konkurencja i rozpęta się "wojna o człowieka". Imigracja wzrośnie, kraje z deficytem będą przyciągać pracowników, a nawet całe rodziny. Kraje rozwinięte będą silniejszymi magnesami dla imigrantów, mogąc zaoferować im lepsze warunki, wyselekcjonują specjalistów i postawią na automatyzację. Dla państw-średniaków to zła wiadomość, skończy się łatwe zapełnianie demograficznej dziury: staną w szranki ze znacznie silniejszymi konkurentami już nie tylko o swoich obywateli, ale nawet o dotychczasowych migrantów. Zacznie im brakować łatwych dróg pozyskania pracowników. Dla małych krajów wschodzących gospodarek na końcu tego "łańcucha pokarmowego" to wyrok.
W tej sytuacji stawianie się na pozycji kraju pełnego uprzedzeń, nepotyzmu, nieprzyjaznego i niegościnnego jest zabójczym błędem. Dobrą strategią jest podnoszenie jakości życia obywateli, automatyzacja, budowanie warunków do awansu społecznego i zawodowego niezależnie od pochodzenia, narodowości.
Przy wysokiej automatyzacji nie będzie potrzeby aby populacja była na obecnym czy też wyższym poziomie.
OdpowiedzUsuńPytanie, w jakim stopniu szybka będzie ta automatyzacja i jakiej obsługi inżynierów będzie wymagać. A przecież nie każdy rodzi się inżynierem. I jak szybko dojdzie do depopulacji.
UsuńWystarczy spojrzeć w jaką panikę w związku z zagrożeniem depopulacją wpadł rząd Japonii, kraju dalece bardziej zautomatyzowanego niż właściwie wszystkie kraje świata, z Polską włącznie.
Usuń