26 lipca 2019

Wakacyjna lektura - Ken Follet o ryzyku i obligacjach

Ken Follet znany jest z powieści szpiegowskich, rzadziej historycznych, zaś pozycja, jaką omawiam, czerpie trochę z obu tych gatunków. Sięgnąłem po nią po raz drugi i ze zdziwieniem zauważyłem, że pewne stwierdzenia oparły się upływowi czasu, bo kojarzą się z sytuacjami, które powtarzają się w finansach. Za pierwszym razem miałem wrażenie, że autor pije do kryzysu finansowego z 2008 roku, gdy tymczasem książka powstała znacznie wcześniej (1993). Obecnie trudno nie skojarzyć jej z pewnym bankiem, który był nader zachłanny i nadwerężył zaufanie.

"Niebezpieczna fortuna", bo taki jest tytuł powieści, łączy wątki historyczne, kryminalne, ale i obyczajowe. Czytelnik znajdzie tu intrygi, walkę o władzę, polityczne manipulacje, morderstwa, seks (erotyczne sceny), no i finanse. Akcja toczy się w Anglii w drugiej połowie XIX wieku. Follet połączył we wciągającą całość różne elementy, a ja skupię się na tych powiązanych z finansami. Jest ich wiele zarówno ze względu na okres historyczny, jak i postacie - bankierską rodzinę Pilasterów. W XIX wieku nie brakowały zarówno kryzysów, jak i okazji do silnej ekspansji banków. Uwaga, poniżej zdradzę część akcji książki - jeśli chcecie sami ją odkryć, czujcie się ostrzeżeni, oto SPOILER.

Główny pozytywny bohater, Hugh, jest synem człowieka, który zbankrutował i popełnił samobójstwo. Los skłania go do snucia myśli o odpowiedzialności w zawodzie - ale nie powstrzymuje, by pójść w ślady rodziny, która licznie uczestniczy w zarządzaniu swoim bankiem. Hugh z powodu przeszłości jest w niej czarną owcą, pracuje dla bogatszej części rodziny pnąc się w stopniach kariery. Startuje z niskiej pozycji, co sprawia, że styka się z prostymi ludźmi, którzy ucierpieli na krachu tak jak on.

Widzisz, krach finansowy dwukrotnie zrujnował mi życie. Ci, do których należą banki, są najgorszymi ludźmi na świecie. Niczego nie mogą się nauczyć i wciąż powtarzają te same błędy. A cierpią na tym robotnicy.

To czasy, gdy nie było gwarancji depozytów, zaś każdy krach powodował na zasadzie łańcuszka szereg kłopotów, przy czym najbardziej cierpieli niezamożni deponenci. Nawiasem mówiąc, jedna z postaci książki dąży do powołania tego typu funduszu gwarancyjnego. Ale zacznijmy od początku: Hugh zaczyna karierę w niespokojnych czasach - znanych jako panika roku 1873. To już sam z siebie ciekawy wątek.

Kilka dni temu zbankrutował reprezentujący rząd Stanów Zjednoczonych Jay Cooke Co., pociągając za sobą First National Bank w Waszyngtonie, i wiadomość o tym dotarła do Londynu tego samego dnia transatlantyckim kablem telegraficznym. Obecnie zawiesiło działalność pięć nowojorskich banków, wśród nich wielki Union Trust Company i od dawna istniejące Mechanics Banking Association.

Bank Pilasterów przetrwał trudny okres dzięki bezpiecznym inwestycjom w obligacje Anglii. Tymczasem papiery krajów rozwijających się nie dawały tego komfortu:

Walory wysokiego stopnia ryzyka, takie jak obligacje egipskie, peruwiańskie i tureckie, straciły wartość

Niestety, w dalszej części powieści Pilasterowie także popełniają błąd. Angażują się w obligacje niespokojnego państwa południowoamerykańskiego. Początkowo interes jest zyskowny, jednak chciwość i intrygi pchają ich w coraz nowe emisje, które bank gwarantuje. To znaczy, obejmuje niesprzedane papiery. Skutkiem tego dywersyfikacja aktywów jest zbyt słaba, a ryzyko rośnie, bo polityczna sytuacja destabilizuje się. Strategię tą ładnie porównuje autor:

Jednakże udział w ryzykownych interesach przypominał wynajmowanie mieszkań lokatorom rozwalającego się domu - czynsz będzie napływał do samego końca, ale kiedy budynek ostatecznie się rozpadnie, nie będzie już ani czynszu, ani domu.

Dochodzi w końcu do krachu - przewrót w kraju inwestycji sprowadza obligacje do zera, a bank do upadłości. Hugh ma w nim wówczas już zarówno duże znaczenie jako starszy partner, ale i jako depozytariusz. Tak jak inni partnerzy, odpowiada za bank swoim majątkiem, i przekonuje ich, by nie próbowali aktywów wyprowadzać (gdzie te czasy!). W przeciwieństwie do innych członków zarządu jest ostrożny i utalentowany. Zdaje sobie sprawę z tego, jak ważne są nastroje społeczne w tak napiętej sytuacji.

Możemy poczekać i zorientować się, jaki wpływ wywrze ta publikacja na notowania wyemitowanych już południowoamerykańskich obligacji. Nie jest ich wiele, ale wystarczą do oceny sytuacji.

Hugh w wyniku swoich doświadczeń widzi olbrzymią wartość uczciwości. Kieruje się nią nie tylko w pracy, ale i w życiu osobistym, powstrzymując się od zdradzania żony, która go nie kocha. I dostrzega, że zaufanie jest kluczowe, a uczciwość osobista prostą drogą do budowania go.

Chodzi o to, aby człowiek był tym, za kogo się podaje, i postępował zgodnie z głoszonymi zasadami. A bankier tym bardziej nie powinien być kłamcą. W końcu jeżeli nie może zaufać mu własna żona, to kto może?

Hugh próbuje ratować rodzinę poprzez kontakty z innym bankowcem, przed którym roztacza program ratunkowy. Potrzebne jest jego wsparcie finansowe, dochodzi więc do dyskusji, w której pada szereg ciekawych uwag. Jego rozmówca wyraźnie stroni od ryzyka i ostro krytykuje Pilasterów:

Tam gdzie inni ludzie widzieli wielkie zyski, ja dostrzegałem wielkie ryzyko i opierałem się pokusie. [...] Gdybym teraz wydał pieniądze, ratując was, głupi inwestor zostałby nagrodzony, ostrożny zaś ucierpiałby. A jeśliby interesy w banku były prowadzone na takich zasadach, nikt nie musiałby być ostrożny.

Jakże różne to spojrzenie od aktualnych trendów "bank too big to fail" i podejścia szeregu firm, jakie znamy! Co więcej, ów bankier wcale nie uważa, by kryzysy były czymś, co trzeba zwalczać własnymi środkami. Widzi w nich oczyszczające narzędzie:

Ale przecież ryzyko istnieje. I zawsze będą kryzysy. Są niezbędne, aby przypomnieć zarówno dobrym, jak i złym inwestorom, że ryzyko jest realne.

Czy uda się go przekonać? Tego Wam nie zdradzę, bo jestem przekonany, że sięgniecie po lekturę, która ma szereg dodatkowych smaczków. Książkę można kupić, ale i zapewne znalazła się w bibliotekach - miłej lektury!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz