27 lipca 2014

Na nieruchomościach można stracić.

Mit: "nieruchomości stale drożeją" świetnie sprzedawał się w 2007 roku. Na argument, że był kraj o nazwie Japonia, gdzie bańka nieruchomości pękła w 1990 roku i do tej pory nie może wrócić odpowiadano "to specyficzny kraj, wyspy, poza Europą". Po upadku deweloperów hiszpańskich argument został wytrącony, choć postrzega się Hiszpanię za kraj biedny. Wiara w nieruchomościową freedomię i zarabianie na wynajmie jest silna.

No to historia z zamożnej Europy. Kjell Larsson jest bezdomny . Prze kryzysem w latach 90tych należące do jego firmy apartamenty i hotele zlokalizowane w 6 krajach miały wartość 1,5 miliarda koron szwedzkich. Ale ceny nieruchomości spadły, a wzrosło oprocentowanie kredytów, z których finansowane były inwestycje. Zaczęły się problemy, do tego dodał swoje fiskus, a jak to bywa - doszły problemy osobiste, rozpad małżeństwa...

W historii Larssona uderza kilka podobieństw. Pierwszy cios to były rosnące stopy - ale czy teraz właśnie nie ma rekordowo niskich stóp ? Spadek cen - czy nie ma miejsca na rynku? Problemy osobiste - czy nie jest o nie łatwo, skoro liczba rozwodów gwałtownie rośnie? W dobie kryzysu, czy fiskus nie jest czepliwy i szczególnie chciwy ? Przy okazji widać, że ekonomia to nie tylko liczby, ale ludzkie emocje, załamania. Gdyby ekonomia była nauką ścisłą, to byłaby najgłupszą z nauk. Ale nie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz