Generalnie nie kupuję zbyt często ubrań. Nie lubię łażenia za nimi i przymierzania, jak coś mi potrzeba, podoba się i pasuje, a cena nie jest wygórowana, to kupuję. W sumie sporo warunków do spełnienia, ale dzięki temu nie spieszę się z zakupami. Korzystam z okazji - szczególnie wyprzedaży zimowej i letniej.
Mam sporo rzeczy, które lubię i noszę całymi latami, ba, nawet powyżej 10 lat. Noszę praktycznie do zdarcia, co jest w najwyższym stopniu ekonomiczne. Mogę śmiało polecić takie marki jak Wólczanka,Kastor, Henderson i Vistula, z odzieży bardziej oficjalnej. Na weekend z kolei coraz częściej wkładam polarki i niegniotące się koszulki z oddychalnych poliestrów. To ostatnie zakupy z Decathlonu. Okazują się dość trwałe i lekkie, co w podróży ma podwójną wartość. Cena niewysoka, pochodzenie części to .... recycling. Do tego dają poczucie komfortu lepsze niż bawełna. Mój najstarszy ulubiony bipolar pochodzi ze sklepu Montexu - kto pamięta, że patronował nasze piłkarki przed rokiem 2000 ? Świetny zakup, skoro jeszcze służy.
Nie potrafię się obyć bez kurtki z membraną wiatroszczelną. Nie przekonuje mnie żaden płaszcz (zmoknie... przewieje go...) czy skóra również od święta. Nie są to tanie zakupy, ale średnia służba powyżej 5 lat (ostatnio Alvika) z nawiązką rekompensuje wydatek. Szybko przekonałem tez najbliższych o przewadze tego typu uniwersalnego okrycia nad typowymi kurtkami i płaszczami nawet z górnej półki. Jedyny słabym punktem bywają uszkodzenia mechaniczne i termiczne.
Z serca zachęcam do obejrzenia turystycznej odzieży i zastanowienia się nad swoimi zakupami odzieżowymi: czy kupujesz rzeczy, których nie używasz, albo zużywasz b. szybko? Jeśli tak, to jest przestrzeń do ekonomicznej poprawy. Kupuj mniej, ale lepiej. Szczerze, nie rozumiem pań kupujących sukienki na jeden raz albo jeden sezon, nie czaję zakupu rajstop co parę dni i szaleństwa z butami. Po co cały ten stuff?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz