Może tak, bo nic się w tym kierunku nie robi. Sądzę jednak, że to raczej skutek prawno-społecznego impasu. Jestem zwolennikiem przerwania tego deficytowego eksportu głów. Wystarczyłaby niewielka marchewka albo kij. Na przykład: deklaracja przepracowania po studiach 5 lat w kraju. W przypadku niedotrzymania: opłata karna np. 2 tyś/za każdy rok, z opłaty zwalnia tylko zaświadczenie z urzędu pracy o bezrobociu. Poniżej kosztów, ale już boli. Rynek by szybko zweryfikował sens nauki. Okazałoby się, czy studia są wszystkim potrzebne. Robotnik od betonu może zarobić więcej niż polonista. Mimo to na studia pedagogiczne stale pchają się tłumy w nadziei posady nauczyciela. Tylko dzieci brak. Być może mimo to wiele osób by wyjechało, ale wówczas opłaty podreperowałyby fundusze uczelni.
Trochę zawiało fantastyką, jednak to tylko jeden z wielu pomysłów na przeciwdziałanie zjawisku "studiuję, bo taki mam kaprys, ale dla tego kraju robić nie będę".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz