Po raz kolejny przyglądam się skutkom zmieniającej się demografii w Polsce. Z niejakim zadowoleniem odnotowuję coraz częstsze artykuły wskazujące, że demografia ma wpływ na gospodarkę, na rynek nieruchomości (na razie w małych miastach), na podaż pracy i wieszczą kryzys. To opozycja wobec poglądu, że gospodarka w swoich ekonomicznych aspektach jest w stanie szybko zmieniać się i dostosować do potrzeb. Jednak coraz więcej ekonomistów przekonuje się do opinii, że sytuacja robi się poważna i pojawiają się obawy o funkcjonowanie państwa, obronność itp.
Niespecjaliści wiedzieć nie mogą,ale znajdujemy się obecnie w bardzo "ciekawej" sytuacji makroekonomicznej, poniekąd w punkcie przełomowym.
— Robert Sosnowiecki (@Wad_emecum) June 10, 2025
W 23.q4 wsk aktywności ekonomicznej Polaków w wieku prod. 15-64 osiągnął swoje maximum - 75% https://t.co/ggZqC28uZ2
1/15 pic.twitter.com/U2HLm0XoxC
Nie przekreślając tego, co jest możliwe w reakcji na ubytek demograficzny i starzenie, stoję twardo na pozycji wskazującej, co jest niemożliwe. Otóż niemożliwe jest np. urodzenie dwuletnich dzieci, by żłobki miały klientów. A tu sytuacja zmieniła się nie do poznania:
Liczba potencjalnych dzieci-klientów żłobków spada tak, że mogą one zaoferować miejsce nawet dla co drugiego dziecka, co do tej pory było niemożliwe. A wciąż powstają nowe miejsca. Cały program "żłobek w każdej gminie" traci swój sens, są gminy, gdzie urodziło się kilka dzieci. Zmiany zachodzą błyskawicznie w tej grupie, niszcząc plany raptem sprzed paru lat.
W przedszkolach pojawiają się obawy o zamknięcia placówek, likwidowane są grupy i przedszkola w gorszym stanie technicznym. Wszystko zgodnie z moimi przewidywaniami.
30% mniej dzieci w przedszkolu za 3 lata i 10% mniej obecnie w stosunku do 2021 roku powinno robić wrażenie. Wiele placówek prywatnych nie wytrzyma konkurencji i kosztów, a i publiczne mogą okazać się drogie dla gmin. Wzrośnie presja, by ciąć koszty. Na Twitterze w tym roku wskazałem kilkanaście ogłoszeń o likwidowanych żłobkach.
A presja ta dojdzie i do szkół, ale nie jednakowo w małych i dużych miastach, nowych i starych osiedlach. Już za kilka lat będzie widoczne mniej uczniów. A po nich - mniej nauczycieli, na początek w klasach nauczania początkowego, 1-3:
To już nie chodzi o popyt na pieluchy, dania w słoiczkach czy mleko następne, wózki i ubranka. Zmiany odczuje rynek zabawek, rowerków do nauki jazdy. Być może konsumenci, mając mniej dzieci i wyższe dochody, postawią na wysoką jakość i wydadzą tyle samo, ale ilość tych zakupów spadnie i tak, ograniczając efekty masowości. Sklepy z zabawkami będą częściej działami sklepów.
Do likwidacji szkół chętne byłoby państwo, ale społeczności lokalne bronią się nogami i rękami. Niepotrzebnie! Szkoła dla gminy to duży wydatek, a przy braku subwencji z powodu braku uczniów to dziura w budżecie od 1,5 mln PLN wzwyż, w zależności od wielkości szkoły. Dzieci w kilkuosobowych klasach (czasem jednoosobowych) nie mają szansy na taki sam rozwój, jak dzieci w szkołach, gdzie uczniów jest choćby dwudziestu. Czy warto krzywdzić swoje dziecko?
Rośnie rynek piwa 0% i innych drinków bez alkoholu. Interesujący raport piwowarów tym temacie znajdziecie TUTAJ. Wydaje się, że rynek może szukać nowych recept na drinki kojarzące się z radosnym nastrojem, ale zdrowsze niż alkohol. Rynek notuje spadek wolumenu sprzedaży mocnych alkoholi.
Z drugiej strony demograficznych zmian jest rosnąca populacja seniorów, którzy mają swoje potrzeby i chętnie wydają pieniądze np. na zdrowie (sanatoria, zabiegi, leki, wizyty), wymagają pomocy lub asysty w sprawach codziennych. Ale też wraz z systemową pomocą stają się istotną grupą konsumentów, która ma swoje przyzwyczajenia, ulubione aktywności. Ich rola w gospodarce wzrośnie.
Trudno przewidzieć, jak zmiany zniesie branża turystyczna: z jednej strony mniej dzieci może skłaniać do mniejszej liczby podróży np. nad morze, z drugiej liczna grupa młodych emerytów może rozpieszczać wnuki i podróżować z nimi lub samotnie. Rosnące koszty pracy w Polsce mogą też skłaniać do szukania wyjazdów zagranicznych.
Zmniejszenie się populacji produkcyjnej może być impulsem do wyższej automatyzacji, racjonalizacji, wykorzystania potencjału AI. Z drugiej strony przy braku młodych innowatorów grozi nam zależność od krajów mających potencjał techniczny.
Wyludnienie może skłaniać do większego zaangażowania w istniejące relacje, zadbania o swoją kondycję i zdrowie. Być może doczekamy innych "minusów dodatnich", takich jak spadek zanieczyszczenia powietrza, rozwój rezerwatów przyrody na terenach niezamieszkanych, relatywnie tańsze duże mieszkania, komasacja gruntów i większe gospodarstwa rolne, co dałoby wzrost efektywności rolnictwa.
Cokolwiek jednak się stanie, trzeba zdawać sobie sprawę z siły demograficznego walca. To przeszłe decyzje zaważyły na jego miażdżącej sile. Tylko imigracja zmieni liczbę młodej populacji dorosłych w ciągu kolejnych 20 lat, bo ile dzieci może dojrzeć to już dobrze wiadomo, one się urodziły. Wiadomo tez, ile osób może się zestarzeć. Na wszystkie te zdarzenia trzeba się przygotować tak, by uniknąć katastrofy humanitarnej.
Ciężko nie odnieść wrażenia iż inflacja i szybko rosnące ceny mieszkań i wojna wpłynęły negatywnie na ilość decyzji o poczęciu dziecka
OdpowiedzUsuń