"Achaja" to wielotomowa powieść fantasy A. Ziemiańskiego, o której można napisać zarówno dużo złego, jak i dobrego. Fatalny i miejscami brutalny, rynsztokowy język, błędy, seksizm, nie do końca logiczna fabuła mogą zdecydowanie zniechęcać do lektury. Zwolennicy książki wymieniają humor, trzymającą w napięciu akcję i emocje wokół głównej postaci.
Można by przemilczeć tę książkę, gdyby nie filozofia, jaką przy okazji przemyca. Filozofia kojarząca się z grą na giełdzie i szczególnie trafna w odniesieniu do początkujących. Bo walka o życie i gra na giełdzie mają wspólny mianownik: olbrzymią stawkę i niemal brak zasad.
Achaja jest księżniczką, która wskutek intryg trafiła do niewoli i dopiero tam odzyskuje pewność siebie w towarzystwie dwóch mentorów - filozofa Krótkiego i szermierza natchnionego, Hekkego. Hekke szkoląc Achaję władania mieczem, opisuje, jak początkujący podchodzą do szermierki (bądź co bądź śmiertelnej walki) i od razu wystawia wyrok:
Słuchaj, do walki ludzie stają z różnym nastawieniem. Jedni sądzą, „a może mi się uda przeżyć” – nie uda się, to już trupy jeśli trafią na zawodowca. Inni myślą „pofechtujemy się, zobaczymy kto lepszy, a potem się okaże, co i jak” – to też trupy, jeszcze przed walką.
Czy nie jest to trafne w odniesieniu do świeżych głów spekulujących na giełdzie ciężko zarobione pieniądze? "Może mi się uda", "Chcę spróbować i nauczyć się, zobaczymy", "Spróbuję szczęścia". Ile takich początkujących jest? Jak to się kończy - często tak, jak w cytacie, porażką i rolą "dawców kapitału", na których czekają wytrawni gracze. Dlaczego? Bo ta gra nie jest zabawą, chodzi o pieniądze, zarobienie, o życie.
Krew i pieniądze zawsze razem, zawsze w parze, jedno obok drugiego. Krew i pieniądze bardzo się kochały nawzajem. Jakby tylko mogły, wzięłyby ze sobą oficjalny ślub.
A wygrana? Ta zależy od ponoszonego ryzyka. Im mniejsze, tym lepiej - a to oznacza, że najlepiej zapewnić sobie zwycięstwo albo dużą przewagę. Gdy na szali jest życie, nie ryzykuje się dla zabawy.
Wygrywasz nie w walce. Wygrywasz tu – wskazał na swoje zniekształcone czoło. – Wygrywasz we własnej głowie, w sobie. Nie ma sensu walczyć, jeżeli z góry nie zapewnisz sobie wygranej. [...] Musisz chcieć zwyciężyć. Nie możesz bać się strat. Musisz w każdej chwili być gotowa poświęcić dokładnie wszystko, co masz, razem z samą sobą, żeby postawić to na jedną kartę... Ale tą kartą musi być tuz! Wygrywasz jeszcze przed samą grą albo po tobie. Nie ma sensu grać, jeśli nie wiesz, czy wygrasz! Widziałaś, jak grałem w kubki z „fagasami”. Gdybym był osłem, tobym stawiał twój tyłek w uczciwej grze, ale ja nie poszedłem tam, żeby grać, ja poszedłem tam wygrać. Nie ma sensu walczyć. Jest sens tylko zwyciężyć. Nigdy nie idź z nikim walczyć.
Pewnego razu również Achaja bierze udział w grze w 3 kubki i obstawia swoje porcje żywieniowe. Jest pewna wygranej, ale odnosi klęskę. Jak to się stało?
W uczciwy sposób oszukaliśmy cię, mała. Byłaś przekonana, że gram z tobą, a tymczasem graliśmy, ja i Hekke, przeciwko tobie. Obaj. – Ale po co? – Inaczej nie postawiłabyś swoich porcji przy tak doświadczonych graczach jak my. Musiałaś być przekonana, że lepszy jest z tobą. A ja celowo wskazałem pustą miskę, Hekke je zamienił, żebyś sądziła, że rozszyfrowałaś oszustwo. Obie miski, które zamieniał, były puste.
Achaja została naciągnięta. Ta sytuacja jak żywo przypomina mi skojarzenia z pokerem i powiedzonko "poker patsy": “If you sit in on a poker game, and you don’t see a sucker at the table, get up. You’re the sucker.” Na giełdzie jest pełno sytuacji, w których ktoś kogoś robi w konia i ta scenka ze swoją filozofią to przybliża. Jak myślisz, kto "pomaga" giełdowym graczom - zarządy firm, analitycy, rekomendacje DM, inni akcjonariusze? Grają dla kogoś, czy dla siebie? Albo jaki sens ma pytanie z forum 'Które akcje radzicie kupić?" - para mentorów pewnie odczytałaby je tak, jakby znaczyło "Jestem frajerem, kto chce mnie nabrać?"
W innej scenie Achaja i Krótki grają w łapki. Achaja przegrywa mimo lepszego refleksu. Tajemnicą jest strategia gry. Filozof Krótki ją tłumaczy, ale przy okazji podkreśla dwie ważne myśli: że należy zapewnić sobie wygraną i że nie ma darmowych lekcji.
Tyle razy ci mówiłem, że nie siadam do gry, jeśli już z góry nie zapewnię sobie zwycięstwa. A ja zdradziłem ci swój sekret. Już nie wygram. – Ale... Zrób to dla mnie. – Nie robię niczego dla nikogo, kotku. Wszystko dla siebie. Jeśli cię uczę, to mam w tym swój ukryty cel. Słuchaj mnie uważnie. – Krótki rozsiadł się wygodnie. – Tyle razy ci powtarzałem, nie siadaj nigdy do gry, jeśli z góry nie zapewnisz sobie zwycięstwa. Nie walcz z nikim, jeśli już z góry nie będziesz miała zapewnionego zwycięstwa.
Jak w takim razie wygrać? Można skorzystać z nauczycieli, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że nie zdradzą oni wszystkiego. Nawet jeśli coś nauczą, to mają w tym ukryty cel. I tak samo jest z giełdą. Mentorzy, znawcy, ci, którzy uczą, zwykle po prostu na tym zarabiają (prowizje za spotkania, newslettery, książki itd.) bez ponoszenia ryzyka, które ty ponosisz. Czasem zapłatą jest podnoszenie swojego profesjonalnego/mentorskiego wizerunku albo reklamowanie/wzmacnianie trendu, w jaki już dawno weszli. Nauczysz się od nich, ale ryzyko poniesiesz. Lepiej wypracować własną strategię. A co nas ogranicza, co w takim razie jest przeszkodą?
Twoim najgorszym wrogiem jest twój własny umysł. On cię wiąże, on cię krępuje.
A teraz drodzy Czytelnicy zastanówcie się, czy jest sens czytać blogerów finansowych i jaki mają w tym interes.
Na naszym �� jak najbardziej
OdpowiedzUsuń